sobota, 19 marca 2022

KOŚCIOTRUP. KANIBAL Z JEZIORA

Tytuł oryginalny: Collana KLIC KLAC > LO SCHELETRO presenta

Anno II n.9 - Il cannibale del lago

Wydawca: Segi

Rok pierwszego wydania: sierpień 1972

Scenariusz: Anonim

Grafika: Birago Balzano

Skan oryginalnego tomiku: Charles (VintageComix)

Opracowanie graficzne okładki: Cyfrowy Baron

Przekład z języka włoskiego i opracowanie graficzne: Vallaor

Lo Scheletro nie była jedną ze znaczących serii małego formatu. Tematycznie zbliżona do Terroru oraz Oltretomby, wyróżniała się głównie widniejącym w logo Kościotrupem. Pełnił on honory przedstawiającego kolejne historie, choć nigdy nie ujawniał swej obecności w klamrze kompozycyjnej na wzór Strażnika Krypty i innych makabrycznych narratorów EC Comics. Niewykorzystana szansa, gdyż gadatliwy szkielet miałby szansę spodobać się czytelnikom, zwiększając sprzedaż tytułu. A tak jako wabiki pozostały typowe dla "pikantnej grozy" atrakcje, czyli nadobne panny prześladowane przez różne wymyślne maszkary. To właśnie piękności i bestia zaważyły na decyzji o translacji tego konkretnego tomiku.

O rzeczonych pięknościach słów kilka... Nie sposób odmówić Birago Balzano umiejętności odmalowywania zmysłowych kobiet, na czele z Zorą i Frau Murder, które z powodzeniem czarowały czytelników przez kilkanaście lat. One-shot na łamach Lo Scheletro dał rysownikowi możliwość wprowadzenia dwóch innych imponujących niewiast i wielka szkoda, że pierwsza z nich pełni w fabule funkcję zaledwie przystawki - przekąski dla monstrum, które dopiero po zaspokojeniu głodu nabiera ochoty na coś innego. Być może Balzano chciał odpocząć od blondynek, stąd też wybór brunetki na protagonistkę? Jeśli już o jasnowłosych ślicznotkach mowa, rysownik dopuścił się niejakiego zapożyczenia na potrzeby jednostronicowego występu pewnej młodej mężatki. Tak się składa, że sięgnął przy tym po historię znaną już czytelnikom bloga:

Oryginalnością nie grzeszy także tytułowy kanibal, wariacja na temat ekranowego Potwora z Błękitnej Laguny. Jest jednak czymś znacznie ciekawszym niż kalka. Widzowie klasycznego horroru Universal z 1954 roku pamiętają, że potwora na powierzchnię laguny wywabiła kąpiąca się piękność. To właśnie odziana w zmysłowo obcisłe bikini współczesna dziewczyna doprowadziła do zguby istotę uosabiającą dziewiczy świat natury. Potwór miał zatem więcej wspólnego z King Kongiem niż klasycznymi monstrami Universalu i nic dziwnego, że w sequelach budził już więcej współczucia niż grozy. Inna sprawa, że surowe reguły Kodeksu Haysa uniemożliwiały człowiekowi-rybie zaspokojenie pożądania i w kluczowym momencie wyrywano mu żeńską zdobycz z rąk. Twórcy fumetti z 1972 roku, w znacznie mniejszym stopniu ograniczeni cenzurą, pozwalają wodnemu monstrum nareszcie się wyszumieć, odpowiadając zarazem na pytanie, co może z tego wszystkiego wyniknąć.

Na dobrą sprawę Balzano wraz z anonimowym scenarzystą (niewykluczone, że był nim Renzo Barbieri, jego stały partner przy Zorze Wampirzycy) wyprzedzili filmowców, którym dopiero w 1980 roku przyszedł do głowy pomysł skutecznego napuszczenia ludzi-ryb na ziemskie kobiety. Humanoidy z głębin prosto ze stajni Rogera Cormana można uznać za odległych kuzynów potwora z Błękitnej Laguny, jak również komiksowego kanibala z alpejskiego jeziora Lago Di Como. Atakując w stadzie, są bardziej zorganizowani i osiągają zamierzone rezultaty. Pomimo nieestetycznego wyglądu i manier jaskiniowców, przy doborze ofiar wykazują się całkiem niezłym gustem, obłapiając dziewczyny prosto z rozkładówki Playboya (Lynn Theel, Miss Lipca 1975).

Ostatecznie w popkulturowej percepcji wodnych kreatur empatia wygrała z odrazą, czego najpełniejszy wyraz dał kilka lat temu Guillermo Del Toro. W obsypanym nagrodami Kształcie wody (2017) schwytany przez amerykańskie tajne służby łuskowaty humanoid nie ma w sobie niczego krwiożerczego i choć on również ulega urokowi kobiety, nie musi się za nią uganiać: sama z własnej i nieprzymuszonej woli pada mu w objęcia. Wygląda na to, że burzliwe relacje międzygatunkowe doczekały się ostatecznie szczęśliwego finału, zaś sam człowiek-ryba rehabilitacji, już na zawsze opuszczając poletko grozy. Zwolennikom jego drapieżniejszych wcieleń pozostają powtórkowe seanse Humanoidów (byle nie ugrzecznionego remake'u z 1996 roku!) oraz lektura Kanibala z jeziora.

Linki z głębiny Lago di Como:

MEGA (CBR)

PDF (MEDIAFIRE)

Tagline z edycji DVD nie pozostawia wątpliwości co do zamiarów humanoidów. Samcom wszystkich gatunków tylko jedno w głowie! Nic dziwnego, że dziewczyna na plakacie jest tą monotematycznością śmiertelnie znużona.

sobota, 5 marca 2022

LUCIFERA N°8 - NA KRUCJACIE

Tytuł oryginalny: Lucifera n.7 - Alla crociata

Wydawca: Ediperiodici

Rok pierwszego wydania: maj 1972

Scenariusz: Giorgio Cavedon, Leone Frollo

Grafika: Leone Frollo

Skan wydania niemieckiego: VintageComix

Translacja i opracowanie graficzne: Vallaor

W ramach odpoczynku od germańskiego gotycyzmu twórcy zdecydowali się zabrać główną parę bohaterów w zamorską podróż do Jerozolimy. Faustowi marzy się wielka wojenna przygoda, pozwalająca zapomnieć o miłosnym rozczarowaniu i dać upust wigorowi młodego ciała, oczywiście pod szlachetnym pretekstem walki za wiarę. Lucifera jako zakochana diablica spróbuje natomiast wszystkiego, aby go usidlić i odwieść od prac nad eliksirem, żarliwych modłów oraz innych niemądrych czynności. Dobrze wiemy, czego się po tej parze spodziewać. Na tropicieli kulturowych tropów oczekuje jednak cała galeria barwnych postaci zaludniających drugi plan, wprowadzonych do fabuły z radosną dezynwolturą. Przyjrzyjmy się trzem najważniejszym...

Komiksowy Saladyn jest sułtanem Jerozolimy, o tuszy znamionującej zamiłowanie do wszelkich wygód i rozkoszy. Historyczny saraceński władca z XII wieku preferował bardziej aktywny tryb życia, w pamięci pokoleń zapisując się jako wybitny strateg i nieustraszony wojownik. Udało mu się odbić Jerozolimę z rąk krzyżowców i utrzymać ją pomimo zmasowanego ataku europejskich potęg. Zmagania z angielskim królem Ryszardem Lwie Serce, zakończone czymś w rodzaju remisu (żadnemu nie udało się skrócić tego drugiego o głowę) stały się podstawą opowieści o szlachetnej rywalizacji dwóch znakomitych przedstawicieli wrogich sobie kultur. Kraje chrześcijańskie przedstawiały Saladyna z respektem, co mogło mieć charakter pocieszycielski: skoro Jerozolimy nie dało się utrzymać, przynajmniej trafiła w ręce kogoś na poziomie. W kulturze europejskiej antagonista Ryszarda I stał się wręcz synonimem wzorowego władcy muzułmańskiego. Kontrastujące ze wzniosłą legendą komiksowe wcielenie pokazuje, co mogłoby się wydarzyć, gdyby po zdobyciu Jerozolimy osiadł na laurach!

Postacią rozpoznawalną, choć zdecydowanie mniej obecną w literaturze i kinie, jest także Godfrey de Liege, czyli Gotfryd z Bouillon, głównodowodzący armii krzyżowców. W rzeczywistości jego spotkanie z Saladynem nie byłoby możliwe, pojawił się bowiem na arenie dziejów znacznie wcześniej, jako prominentny uczestnik pierwszej wyprawy krzyżowej (Saladyn i Rysiek to już czasy trzeciej). W uznaniu zasług przy zdobywaniu Jerozolimy został wybrany na władcę miasta, odrzucił jednak ten tytuł na rzecz skromniej brzmiącego "Obrońcy Grobu Świętego". Królem Jerozolimy został dopiero jego brat, Baldwin z Boulogne. Dopóki walka zbrojna w imię wiary była przez kulturę europejską gloryfikowana, Gotfryda opiewano jako heroicznego zdobywcę Ziemi Świętej. Obecnie chyba nawet sam Kościół nie wie, co z nim zrobić, skoro nie wypada już fetować łupieżczych wypadów zbrojnych, jakimi okazały się wszystkie krucjaty. Kto wie, czy samozwańczy Obrońca Grobu Świętego nie był w istocie takim bezwględnym sukinkotem, jakim odmalowuje go Leone Frollo?

Włoskim czytelnikom nieobce będzie również imię wojownika, którego komiksowy Saladyn wystawia do walki z dziesięcioma krzyżowcami na raz. Rodomonte to jeden z głównych bohaterów eposu rycerskiego Orland Szalony. W poemacie Ludovico Ariosto nie jest jednak byle siepaczem, lecz saraceńskim królem, dowódcą armii oblegającej Karola Wielkiego w Paryżu. Poza typowymi dla bohaterów epickich przymiotami, jak imponująca siła fizyczna czy odwaga bez granic, cechą charakterystyczną Rodomonte jest arogancja, wyrażająca się bezustannymi przechwałkami. Stąd obecne w języku włoskim wyrażenie "rodomontade", oznaczające chełpliwość w mowie i zachowaniu. Występ Rodomonte w Luciferze ma charakter cameo, lecz nawet dysponując ograniczoną liczbą stron nie omieszkał on powiadomić audytorium o swoich rycerskich przewagach. Jak przekłada się to na jego sprawność bojową, przekonacie się sami!

Krzyżowe linki:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

Portugalska okładka nie zawodzi w kwestii czarowania potencjalnych nabywców wdziękami bohaterki, natomiast ponownie odpuszczono sobie nawiązania do treści tomiku. Tylko miecz w dłoni Fausta sugeruje, że został krzyżowcem. Ale i ten oręż uznać można za freudowski symbol falliczny...