wtorek, 27 września 2022

ZORA WAMPIRZYCA N°11 - NOC I STRACH

Tytuł oryginalny: Zora la Vampira

Serie II n.5 - La notte e la paura

Wydawca: Edifumetto

Rok pierwszego wydania: 6 kwiecień 1973

Scenariusz: Renzo Barbieri, Giuseppe Pederiali

Grafika: Birago Balzano

Skan edycji włoskiej: Mal32 & Aquila della Notte (VintageComix)

Translacja i opracowanie graficzne: Vallaor

Długo przyszło czekać na zakończenie historii o człowieku amfibii, a właściwie o misji, jakiej podjęła się Zora w jego imieniu. Niektórzy czytelnicy niechybnie zdążyli zapomnieć, jakiej to straszliwej, godnej krwawej pomsty zbrodni dopuścił się markiz Duval. Szczęśliwie dla wszystkich niepamiętliwych pierwsza plansza tomiku przedstawia ogólny zarys intrygi, wprowadzając bezpośrednio w akcję. Zainteresowanych drastycznymi szczegółami odsyłam do poprzedniego tomiku!

Tymczasem Noc i strach rozpoczyna się nie od rozprawy z samym markizem, lecz z panią małżonką, bynajmniej nie wtajemniczoną w jego niecne postępki z okresu burzliwej młodości. Trafiła na czarną listę Zory z zupełnie innego powodu, mogącego wywołać zdumienie u miłośników serii zaznajomionych z późniejszymi tomikami, zwłaszcza tymi spod szyldu Nuova Serie z lat 80. Markiza ośmieliła się bowiem czynić Zorze awanse, zwabiać ją do swojego łoża po części podstępem, po części przymusem, co nasza wampirzyca poczytała za obrazę, zasługującą na najsroższą karę.

Bohaterka w późniejszym okresie nie pogardziłaby taką okazją do łóżkowych igraszek, zwłaszcza że Duvalova zalicza się do tych atrakcyjniejszych dojarzałych kobiet. Jednak młoda Zora nie jest jeszcze tak wielką koneserką miłości fizycznej, dopiero zaczyna w niej gustować. W końcu całkiem niedawno przestała obwiniać się o zdradzanie ukochanego Marka z kim tylko popadnie! Seks w wydaniu lesbijskim to jednak coś nowego, mogącego wręcz budzić u niedoświadczonej w tym względzie dziewczyny odruchową niechęć. Najwyraźniej potrzeba było właściwej, doświadczonej kobiety, aby odkryła zalety bliskiego obcowania z tą samą płcią. Wspomniania partnerka idealna pojawi się już wkrótce (już za dwa tomiki!) i okaże się strzałem w dziesiątkę do tego stopnia, że trudno będzie wyobrazić sobie serię bez jej udziału.

Można jednak odczytać gniew Zory względem umizgów markizy także w innym, bardziej progresywnym kluczu, do czego uprawnia wyzwolona, demonstrowana na każdym kroku postawa niepokornej bohaterki. Poprzez wgryzanie się w szyję pani Duval wampirzyca walczy z mobbingiem, który w XIX wieku nie był jeszcze zjawiskiem rozpoznanym i potępianym. Wręcz przeciwnie, cieszył się cichym przyzwoleniem społecznym jako jeden z nieformalnych filarów konserwatywnego porządku. Potrzeba było dekad emancypacji, aby za karygodne uznano wykorzystywanie przez pracodawcę swojej pozycji do zapewnienia sobie całkowitej uległości osoby przezeń zatrudnionej. Co nie oznacza, że wszystkie pokojówki, gosposie, kucharki i sprzątaczki czuły się komfortowo np. z ręką pana domu pod spódnicą i nie buntowały się, choćby w duchu, przeciwko takim niecnym praktykom. Zora wymierza markizie bezlitosną karę właśnie w ich imieniu. # ZoraToo?!?

NOCĄ STRASZNE LINKI (POPRAWIONE PO SUGESTIACH VALA):

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

Na okładce tomiku jak zwykle dla każdego coś miłego, przekopiowane z innych źródeł: front z dziewczętami Playboya (króliczki, ale z ząbkami!), tył z plakatu do kinowego horroru. I w tak zgrabny sposób łączą się ze sobą seks i groza... Tym razem za inspirację filmową posłużył poster Tales from the Crypt, nowelowego obrazu z angielskiej wytwórni Amicus!

niedziela, 18 września 2022

TERROR. PRAWDZIWA HISTORIA KUBY ROZPRUWACZA

Tytuł oryginalny: Terror

n. 18 - La vera storia di Jack Lo Squartatore

Scenariusz: Anonim

Grafika: Milo Manara

Pierwsze wydanie: kwiecień 1971

Wydawca: Ediperiodici

Skan: Charles (VintageComix)

Przekład z jęz. francuskiego: Vallaor

Opracowanie graficzne: Vallaor

Projekt polskiej okładki: Cyfrowy Baron

Tym razem nie lada ciekawostka dla wszystkich fanów Milo Manary: jedna z jego najstarszych prac, pochodząca z okresu, kiedy dopiero ćwiczył warsztat i nie wszystko wychodziło mu równie perfekcyjnie, co w latach późniejszych. Nietrudno zgadnąć, że przyszły geniusz najłatwiej dostrzec można w szkicach postaci kobiecych, smukłych i powabnych. Tak właśnie rysownik przedstawił kobiety lekkich obyczajów z ubogich dzielnic Londynu, padające ofiarą maniaka znanego jako Kuba Rozpruwacz. Według wiarygodnych materiałów źródłowych zamordowane prezeń panny nie odznaczały się urodą. Zbyt wielkie piętno odcisnęły na nich zarówno wyczerpujący fizycznie zawód, jak też nędzne warunki bytowania. Jednak mowy nie ma, by Manara kiedykolwiek dochowywał wierność historycznym przekazom, kiedy stawały mu na przeszkodzie malowania dziewcząt idealnie pięknych! Już mając na uwadzę tę dowolność w portretowaniu postaci, należy potraktować "prawdziwość" z tytułu z dużym przymrużeniem oka. Zresztą nie tylko Manara, ale też zdecydowana większość filmowców ukazuje ofiary Rozpruwacza jako atrakcyjne. Dziwaczne gusta Kuby swoją drogą, ale widz kinowy po prostu nie życzy sobie oglądać na ekranie szpetnych niewiast, bez względu na to, jaką profesją by się nie parały.

Odkładając na bok kwestię zgodności z faktami, podpisana przez anonimowego scenarzystę historia nie ma szans na pierwsze miejsce w rankingu najlepszych komiksów o Rozpruwaczu. Nie tylko dlatego, że w 1989 roku Alan Moore i Eddie Campbell zdeklasowali konkurencję swoim Prosto z piekła, istnym opus magnus ripperologii. W dziełku Manary nie ma co liczyć na oryginalne podejście do tematu i mocno skomplikowaną fabułę. W swojej prostocie jest ono jednak całkiem sympatyczne, a sięgnąć po nie mogą nawet zadeklarowani przeciwnicy ekscesów fumetti. W kwestiach erotycznych wykazuje zaskakującą delikatność, w czym zapewne czynnikiem decydującym była data publikacji. W 1971 roku nawet komiksy "per adulti" nie pozwalały sobie na świntuszenie pełną parą. Natomiast w kwestii obrazowania przemocy sprawa jest bardziej skomplikowana, istnieje bowiem znacząca rozbieżność pomiedzy edycją francuską i holenderską. W tej pierwszej zadawane przez Kubę rany wyglądają bardziej na zadraśnięcia, zaś o wybebeszaniu treści żołądkowych możemy sobie wyłącznie poczytać. Inaczej sprawy się mają w tomiku holenderskim, gdzie wszystko wygląda znacznie bardziej dosadnie. Nie dysponując włoskim oryginałem i zdając sobie sprawę z cenzorskich zapędów Elvifrance, zdecydowałem się w tym aspekcie podążyć za Holendrami. A zatem: więcej krwi, więcej obrażeń i flaki na wierzchu. Gorehounds, enjoy!

Oddzielnego akapitu domaga się okładka, jako że nie skończyło się tutaj na standardowym odczyszczaniu i wstawianiu polskich tytułów. Specjalnie na potrzeby "czarciej" edycji został dokonany odważny remix, łączący elementy okładki fumetti, fotografii i malarskiego plakatu filmowego (Jack The Ripper z 1976 roku). Skąd ta fanaberia, odsuwająca datę premiery o ładnych kilka dni? Z przeświadczenia, że pomimo swoich niedoskonałości komiks zasługuje na własną okładkę, której do tej pory de facto się nie doczekał. Obwoluta włoskiego tomiku nawiązywała do drugiej opowieści w nim zawartej i przedstawiała buddyjskiego mnicha (?) rozcinającego siekierą mechanicznego kosmitę (?!?). Francuzi, którzy z oryginalnego wydania przedrukowali tylko historię o Kubie, zdecydowali się na okładkę najbardziej w ich mniemaniu zbliżoną tematycznie, podkradzioną z 44. tomiku serii Jacula: stąd cmentarz, czaszki oraz wampirza buźka, mające się nijak do realistycznego londyńskiego thrillera! Polska wersja nie rezygnuje całkowicie z francuskiej obwoluty, zmieniając jednak kilka elementów na mocniej nawiązujące do treści Prawdziwej historii... Wydaje się, że tak właśnie mogłaby wyglądać, gdyby komiks Manary ukazał się pięć lat później, już po premierze Kuby Rozpruwacza z Klausem Kinskim!

WYPATROSZONE LINKI:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

Chociaż niemiecki aktor charakterystyczny wcielił się w niesławnego Kubę dopiero w 1976 roku, dziwnym zrządzeniem losu trafił do komiksu poświęconego tej postaci już pięć lat wcześniej! Na dodatek fotosy aktora, ochoczo wykorzystywane przez Milo Manarę do szkiców, pochodzą z filmu Venus in Furs (1969) w reżyserii Jessa Franco. Tego samego Franco, który w 1976 roku zatrudni Kinskiego do tytułowej roli w swoim obrazie o Rozpruwaczu. Być może to właśnie wczesna praca Manary podsunęła mu pomysł na casting!

wtorek, 6 września 2022

LUCIFERA N°11 - OGNISTY PTAK

Tytuł oryginalny: Lucifera

n.11 - L'uccello di fuoco

Wydawca: Ediperiodici

Rok pierwszego wydania: sierpień 1972

Scenariusz: Giorgio Cavedon, Leone Frollo

Grafika: Leone Frollo

Skan wydania niemieckiego: Charles (VintageComix)

Przekład z jęz. francuskiego: Vallaor

Opracowanie graficzne: Vallaor

Opracowanie graficzne okładki niemieckiej edycji: Cyfrowy Baron

Zacznijmy od technikaliów: Podstawą polskiej translacji tomiku jedenastego została edycja niemiecka. Czynnikiem decydującym o jej wyborze była oczywiście jakość skanu, ale istotna okazała się też mniejsza inwazyjność dymków w przestrzeń kadru. Otóż we Francji tłumaczy ponosiła wena, skutkująca większą ilością tekstu, ten zaś domagał się miejsca. Rozdęte na jego potrzeby dymki "pożerały" pewną część tła, a czasami potrafiły włazić na głowę samym bohaterom. Niemieccy wydawcy cechowali się w tym względzie znacznie większym poszanowaniem dla oryginalnych plansz. Aby jednak aż tak naszym zachodnim sąsiadom nie kadzić, wbijając przy tym szpilę Elvifrance (co najwyraźniej weszło mi w nawyk!), muszę zdradzić, że tym razem miałem do nich żal za zmiany poczynione w okładce. Na pozór nic nie można jej zarzucić, stanowi bowiem lustrzane odbicie oryginalnej. Ale właśnie! W wyniku efektu odbicia zmieniony został kierunek ruchu na płótnie, a przy okazji oberwało się kolorystyce - barwy stały się zdecydowanie zimniejsze. Cóż, być może nawet dla autora obrazu te ingerencje były do zaakceptowania, tym niemniej sam staram się kierować zasadą dochowywania jak największej wierności pierwszej, włoskiej edycji. Dlatego też za okładkę posłużyła edycja francuska, zaś wersję niemiecką umieściłem na końcu tomiku - obejrzyjcie i osądźcie sami, która z nich prezentuje się lepiej.

Dobór odpowiedniego wariantu okładki ma tym większe znaczenie, że jest to jeden z nie tak znowu licznych przypadków, gdy Averardo Ciriello utrafił w samo sedno, istny miąższ fabuły. Sięgając po tomik z taką obwolutą, odbiorca ma całkiem konkretne oczekiwania, spodziewając się przeżyć wraz z bohaterami podniebną podróż w latającej machinie. I tym razem nie spotka go zawód, jaki mógł być jego udziałem chociażby przy okazji tomiku czwartego, gdzie na żadnej narysowanej przez Leone Frollo planszy nie dało się uświadczyć odzianej w pelerynę diablicy dokonującej magicznego obrzędu nad zemdloną blondynką. Bądź przy numerze dziewiątym, gdzie triumfująca Lucya trzymała w ręce głowę Saladyna; w rzeczywistości nie miała przecież nic wspólnego z jej odcięciem i nikomu jej później nie prezentowała. Ale tak to już przy procesie powstawania fumetti bywało, że nie znający pełnego zarysu fabuły grafik miał za zadanie zaprojektować kompozycję przede wszystkim atrakcyjną. Jeśli przy okazji jakoś tam nawiązywała do treści komiksu, tym lepiej, nie był to jednak priorytet.

W przypadku Ognistego ptaka zapewne łatwiej było zleceniodawcom sprecyzować główną ideę tomiku, zaś wyobraźnia rysownika sama podsunęła domniemany kształt latającej maszyny, wyprzedzającej o ładnych kilka wieków śmiałe projekty Leonarda Da Vinci. Zresztą, żwawo gestykulujący i spoglądający profetycznym wzrokiem brodacz na przedzie ma w sobie coś ze słynnego renesansowego uczonego. Z pełną premedytacją nawiązali do Leonarda scenarzyści, tworząc postać wyprzedzającego swój czas wizjonera. Imię Ikarus wskazuje natomiast na jego słynnego poprzednika, pierwszego, który ośmielił się wzbić w niebo - terytorium, które mocą tradycji zarezerwowane było dla istot nomen omen niebiańskich. W nawiązaniu do Ikara z miejsca pobrzmiewa fatalistyczna nuta, bowiem jak inaczej mógłby się skończyć jego lot niż bolesnym upadkiem? Ponurej tradycji musi stać się zadość! O ile jednak upadek mitologicznego bohatera do morza mógł pozostać niezauważony nawet przez załogę przepływającego tuż obok statku, a co dopiero przez rybaków, pasterzy i rolników na brzegu (patrz Pieter Bruegel), o tyle upadek Ikarusa będzie miał iście spektakularny wymiar i dokona się w jednym z najbardziej ikonicznych miejsc na kulturalnej mapie Europy. Zdradzać nic więcej nie zamierzam, zapraszam do lektury!

IKARUSOWE LINKI:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

Okładka portugalska jak zawsze na przekór włoskiej. Tym razem olała sobie jakieś tam latające ustrojstwa, stawiając na kanibalizm! Amator ludzkiego mięsa ostrzy pokrzywione zęby na związaną Luciferę, która istotnie wygląda na wielce apetyczny kąsek. Nie znając języka, podejrzewałem nawet, że przemianowano tomik stosownie do ilustracji. Google Translator rozwiewa jednak wątpliwości: O Pássaro de Fogo to istotnie Ognisty ptak!