środa, 21 czerwca 2023

LUCIFERA N°16 - KRWAWY OGAR

Tytuł oryginalny: Lucifera

n.16 - Il sanguinario

Wydawca: Ediperiodici

Rok pierwszego wydania: styczeń 1973

Scenariusz: Giorgio Cavedon

Grafika: Tito Marchioro

Skan wydania niemieckiego:

Charles (VintageComix)

Translacja i opracowanie graficzne: Vallaor

Korekta: Aristejo

Pierwsze kilkanaście numerów Lucifery miało szczęście do wydawców w całej Europie i można je odnaleźć w kilku wersjach językowych. Co prawda numer 14 był ostatnim, jaki ukazał się w Portugalii (niestety uniemożliwia to dalszą prezentację alternatywnych okładek pod linkami), natomiast w dalszym ciągu seria publikowana była we Włoszech, Francji, Niemczech i Holandii. Fakt, że sporo z tych wydań zostało zdigitalizowanych, okazuje się przydatny przy opracowaniu cyfrowej wersji polskiej. I tak podstawą dla numeru 16. była edycja niemiecka, najbardziej zbliżona do oryginalnej włoskiej, której nie mogłem wykorzystać ze względu na niską jakość skanu. Francuska natomiast pozwala sobie na zbyt duże ingerencje w rozmiary dymków, którym zdarza się zakrywać grafikę. Tym niemniej skorzystałem z jednej planszy francuskiej, naprawiającej oryginalny błąd rysownika, kierującego dymek ku nieodpowiedniej osobie.

Również z wydania niemieckiego pochodzi tytuł Die Bluthund, oznaczający dosłownie „krwawego psa”, zaś metaforycznie „okrutnika”, co jest już bliskie oryginalnego Il Sanguinario. Przy przekładzie zdecydowałem się na odrobinę inwencji twórczej, aby uniknąć banału, którym mógłby zalatywać okrutny szef bandy rzezimieszków nazywający się... Okrutnikiem. Mój „krwawy ogar” nie jest co prawda szczytem oryginalności, bestia o takim imieniu pojawia się w serii gier Gothic, a miłośnikom seriali fantasy sam „Ogar” również nasuwa pewne nieodparte skojarzenia. Podobieństw i odwołań nie da się jak widać uniknąć, pozostaje tylko nadzieja, że brzmią odpowiednio intrygująco.

Jakkolwiek nie zwałby się herszt niemieckich zbójów, jest on zaledwie nominalnym bohaterem tomiku. Na plan pierwszy wysuwa się bowiem sama protagonistka, której nareszcie sprzykrzyło się podążanie krok w krok za Faustem, ze względu na swoją pobożność hamującym jej naturalne inklinacje. Przy okazji kolejnego ratowania ukochanego z tarapatów budzi się w Luci ambicja zdobycia realnej władzy. Wykorzystuje swój spryt, aby błyskawicznie wspiąć się po drabinie społecznej, awansując od zamkowej nierządnicy do małżonki kasztelana. I bynajmniej nie stanowi to kresu jej aspiracji! Czyżby scenarzyści chcieli w ten sposób zrekompensować odbiorcom odejście świetnego rysownika? Niewątpliwie aktywna diablica jest gwarancją licznych perypetii i zbrojnych awantur, o jakich nie marzyło się nawet osławionemu Krwawemu Ogarowi…

OGAR-NIĘTE LINKI:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

Między ogarami w ludzkiej skórze istnieją niezaprzeczalne podobieństwa, jak oszpecona blizną facjata i paranie się wojennym rzemiosłem. U niektórych da się nawet dostrzec pewne pozytywne cechy, pod warunkiem, że z miejsca nas nie zagryzą!

niedziela, 4 czerwca 2023

ZORA WAMPIRZYCA N°17 - OBSESJA

Tytuł oryginalny: Zora la Vampira

Serie II n.11 - Ossessione

Wydawca: Edifumetto

Rok pierwszego wydania: 13 lipiec 1973

Scenariusz: Renzo Barbieri, Giuseppe Pederiali

Grafika: Birago Balzano

Skan edycji włoskiej:

Mal32 & Aquila della Notte (VintageComix)

Translacja i opracowanie graficzne: Vallaor

Korekta: Aristejo

Siedemnasty tomik Zory zawiera w sobie obowiązkową porcję atrakcji, przyprawiających o mocniejsze bicie serca każdego amatora pikantnej grozy, zarazem pod pewnym względem jest ewenementem! To bodajże pierwszy epizod przygód wampirzycy nie kończący się cliffhangerem. Rzecz jasna nie ulega wątpliwości, że wytchnienie, jakiego w finale doznaje bohaterka, jest tylko chwilowe i tuż za rogiem czekają na nią dalsze mrożące krew w żyłach perypetie. Tym niemniej mamy do czynienia z domknięciem większości wątków i rozwiązaniem wszystkich pilnych spraw, na czele z pewną drażliwą kwestią honorową, która dla czułej na tym punkcie Zory stała się prawdziwą obsesją!

Owa „kropka nad i”, zabieg rzadki w ramach narracji starającej się bezustannie podsycać zainteresowanie czytelników, najpewniej podyktowana została potrzebą chwili. W pewnym momencie Birago Balzano musiał choć na chwilę odpocząć od ponętnej wampirzycy, zgodnie ze swą naturą wysysającą z twórców wszystkie soki – zwłaszcza przy morderczym tempie dwóch tomików na miesiąc! Wraz z urlopem rysownika tempo publikacji bynajmniej nie zmalało, lecz przez dwa kolejne epizody za szatę graficzną odpowiadał anonimowy wyrobnik. I nie sposób powiedzieć, by nie odbiło się to na ich poziomie!

Sama zagmatwana opowieść o sennych majakach Zory miała się nijak do chronologii serii, zaś jej wykonanie wołało wręcz o pomstę do piekła. Nietrudno się dziwić wydawcom francuskim, którzy nie zdecydowali się na jej publikację, ewidentnie uznając za rodzaj apokryfu. Ja sam po przemęczeniu obydwu tomików postanowiłem pójść za przykładem Elvifrance i odpuścić sobie ich translację. Nie warto zawracać głowy polskim czytelnikom takim przerywnikiem, którego niski poziom mógłby wręcz zrazić do dalszego śledzenia serii.

Z jak toporną imitacją stylu oryginalnego rysownika mamy w tym przypadku do czynienia, można sprawdzić samemu, zerkając do archiwalnego wpisu na blogu. Pierwsze plansze Il sogno di Zora pojawiły się w charakterze zapowiedzi one-shota o Elżuni Batory i dają niezłe wyobrażenie o całkowicie odtwórczym stylu całości, choć fabuła ma w nich jeszcze jakiś sens, w przeciwieństwie do już całkiem niestrawnego dalszego ciągu. A zatem po raz pierwszy przyklaskuję "redukcyjnej" praktyce Elvifrance, a co więcej, idę za jej przykładem, machając ręką na sny Zory (Il sogno di Zora) i jej nurzanie się we krwi (Un tuffo nel sangue), skoro wszystkiego tego nie odmalował niezrównany i niezastąpiony Balzano!

OBSESYJNE LINKI:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

Bez względu na jakość samych historii, okładki Alessandro Biffignandi to niezmiennie małe arcydzieła erotycznego horroru. Ich podziwiania nie miałbym serca nikogo pozbawiać, musiały więc się znaleźć przynajmniej w tym miejscu!