środa, 29 marca 2023

ZORA WAMPIRZYCA N°15 - GORSZYCIELKA

Tytuł oryginalny: Zora la Vampira

Serie II n.9 - La corruttrice

Wydawca: Edifumetto

Rok pierwszego wydania: 15 czerwiec 1973

Scenariusz: Renzo Barbieri, Giuseppe Pederiali

Grafika: Birago Balzano

Skan edycji włoskiej:

Mal32 & Aquila della Notte (VintageComix)

Translacja i opracowanie graficzne: Vallaor

Korekta: Aristejo

Przyszedł czas na zwieńczenie pojedynku krwiopijczyń! Która infernalna piękność wykaże się większą bezwzględnością i okrucieństwem? Na pierwszy rzut oka subtelna Angielka Zora wydaje się bez szans w starciu z bezwstydną Niemrą Frau Murder. Pozory jednak mylą i często to właśnie anielskie blondyneczki okazują się bardziej wyrachowane i perfidne. Wynik starcia nie jest zatem przesądzony, a wnioskując po wyborze, jakiego ostatecznie dokonuje Frau, ma ona charakterologicznie znacznie więcej wspólnego ze swoją rywalką, niż byłaby skłonna przyznać.

Obie wampirzyce interpretują „nikczemny czyn” w kategoriach moralnych, jako sprowadzenie wybranej przez siebie duszyczki na złą drogę i powiedzenie jej aż do piekła bram. Żadna nie zdecydowała się na aktywność, która bez względu na rozmiar poczynionych szkód potępiałaby wyłącznie je same. Na przykład podpalenie kościoła z wiernymi w środku byłoby niewątpliwie draństwem do kwadratu, ale najpewniej poskutkowałoby trafieniem wszystkich zwęglonych prosto do nieba w charakterze świętych męczenników, co nie przysporzyłoby Szatanowi żadnych wymiernych korzyści.

Takie subtelne podejście ma również niebagatelne znaczenie dla zachowania naszej sympatii względem protagonistek. Decydując się na śledzenie przygód wampirzyc, akceptujemy już na wstępie, że zachowywać się będą zgodnie ze swoją drapieżną naturą, regularnie łamiąc piąte przykazanie już dla samego przetrwania. Zarazem muszą wykazać się czymś więcej, pewnym zestawem cech budzących nasze uznanie. W przypadku komiksu z zabarwieniem erotycznym podstawowym czynnikiem jest sexappeal, owa niezawodna "broń kobieca". Nie tylko śledzimy perypetie Zory, ale też machamy ręką na jej liczne występki już z tego względu, że jest oszałamiającą pięknością, a takiej skłonni jesteśmy wybaczyć wszystko. Oczywiście na samym wyglądzie nie kończą się zalety złotowłosej wampirzycy. Z rozpędu chciałem je tutaj wymienić, ale czy miałoby to sens? Niech każdy sam poduma, za co polubił Zorę, rzecz jasna poza jej absolutnie oszałamiającym aspektem fizycznym.

GORSZYCIELSKIE LINKI:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

Grymas na ustach Frau nie jest z pewnością równie tajemniczy co uśmiech Giocondy. Nietrudno stwierdzić, że skrywa jakieś łajdactwo. Zarazem wiąże się z nim pewna zagadka. Jaka inna bohaterka uśmiechała się w podobny, jeśli nie identyczny sposób? Pytając bez ogródek: od jakiego rysownika Birago Balzano ten obrazek skopiował?!?

poniedziałek, 20 marca 2023

LUCIFERA N°14 - W STRONĘ TURYNGII

Tytuł oryginalny: Lucifera n.14 - Verso la Turingia

Wydawca: Ediperiodici

Rok pierwszego wydania: listopad 1972

Scenariusz: Giorgio Cavedon, Leone Frollo

Grafika: Leone Frollo

Skan wydania niemieckiego: Charles (VintageComix)

Translacja i opracowanie graficzne: Vallaor

Korekta: Aristejo

Czternasty epizod jest w dużej mierze przełomowy, choć jeszcze nie w takim stopniu jak następny. Okazuje się, że na drodze do Turyngii wychodzi na jaw skrzętnie dotąd skrywana, prawdziwa tożsamość Lucyi. Zdemaskowanie bohaterki określi na nowo dynamikę jej relacji z Faustem. Dotychczas zmuszona była hamować przy nim swoje drapieżne instynkty, nie zawsze całkiem skutecznie, lecz wystarczająco, by zmylić jego czujność. Jednakże do czasu… Trudno uciec przed swoją prawdziwą naturą, tym bardziej w relacji z najbliższą osobą. Prędzej czy później wyjdzie szydło z worka, zaś z temperamentnej kobiety – prawdziwa diablica!

Na pozór takie odsłonięcie kart wydaje się zabójcze dla relacji protagonistów. Chodząca prawość i szlachetność, jaką jawi się doktor Sonder, nie zechce przecież mieć nic wspólnego z wcieleniem występku i nieczystej żądzy? Pozory mylą! Przeciwności się przyciągają, mimowolnie zafascynowane sobą nawzajem. Na zmianę kochając się i nienawidząc, bohaterowie nie potrafią całkowicie przeciąć łączących ich więzów. Można rzecz ująć prostacko, sprowadzając wszystko do seksu: Luci jest zbyt dobra w te klocki, aby dorównać jej mogła jakakolwiek ziemianka, nawet tak słodka i ponętna jak Małgorzata. Dlatego też Faust nigdy do końca nie wyrwie się z szpon kruczowłosej kochanki i nie będzie mu dane zakosztować życia rodzinnego na wzór chociażby Thorgala (kolejny bohater, o którego względy walczą anielska blondynka z infernalną brunetką). Choć w tym momencie opowieść zdaje się zmierzać ku nieuchronnemu końcowi, tak naprawdę dopiero się rozpoczyna, a Faust jeszcze nie raz ulegnie swej słabości względem pięknego, lecz zdecydowanie nieboskiego ciała Lucifery.

Tym niemniej pewne rzeczy już wkrótce skończą się definitywnie. Następny tomik zwieńczy wątek inkwizycyjny i zarazem jako ostatni firmowany będzie przez dotychczasowego, znakomitego grafika. Nie jestem jeszcze pewien, jak duże będzie to miało znaczenie dla częstotliwości translacji. Czy znajdę w sobie dość entuzjazmu, aby poświęcać swój czas serii, gdy ta ewidentnie obniży loty pod względem graficznym? Nie sposób w tej chwili odpowiedzieć na to pytanie, dlatego cieszmy się tym, co mamy, czyli kolejnym, przedostatnim już popisem mistrzowskiej kreski Leone Frollo.

DEMASKATORSKIE LINKI:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

Przyznajmy, oryginalny tytuł tomiku nie przykuwa specjalnie uwagi, dlatego decyzja wydawców z innych krajów o jego zamianie wydaje się zrozumiała. Niemcy postawili na Luciferas Demaskierung, zdradzając główny twist scenariusza (podobnie zresztą jak ja sam we wstępniaku!). Portugalczycy zabrali zaś czytelników Nas masmorras da tortura, czyli w podziemia tortur, przygotowując również stosowną okładkę.

czwartek, 9 marca 2023

SEXY FAVOLE. DZIESIĘCIU RYCERZY I JEDEN MAG

Tytuł oryginalny: Sexy Favole

n.33 - Dieci cavalieri e un mago

Wydawca: Geis Edifumetto

Rok pierwszego wydania: 29 listopad 1974

Scenariusz i grafika: Roberto Raviola (Magnus)

Translacja i opracowanie graficzne: Vallaor

Korekta: Aristejo

Uwaga! Nie mamy tu do czynienia z kolejnym one-shotem, na podstawie którego można wyrobić sobie opinię o konkretnej włoskiej serii małego formatu. Jeśli uznać go za jej wizytówkę, to została ona wykonana z tak dalece szlachetniejszego materiału niż cała reszta, że w żadnym razie nie może zostać uznana za okaz reprezentacyjny. I chyba nie mogło być inaczej, skoro do współpracy przy tym tomiku Sexy Favole zaproszono Roberto Raviolę, legendarnego już wówczas pioniera fumetti neri. A może on sam zaproponował, że stworzy swoją własną pikantną parodię baśni? W każdym wypadku efekt jest taki sam. Dziesięciu rycerzy całkowicie przyćmiło resztę serii, którą przywołuje się obecnie głównie w kontekście tego jednego tytułu. Podobnie było w przypadku Macabro, gdzie najjaśniejszym blaskiem lśniła Il Teschio Vivente, czyli znana już nam Królewska czaszka, również podpisana przez Magnusa. Tam jednak honoru całej reszty bronił Leone Frollo z dwiema wysmakowanymi plastycznie opowieściami.

Trudno powiedzieć, czy wśród pozostałych 59. tomików Sexy Favole ukrywa się jakaś perełka. Znaczący jest fakt, że francuski odpowiednik serii, Contes féérotiques, zmienił numerację tomików, rozpoczynając publikację właśnie od Magnusa. Tytuł zmieniony został na Ainsi parlait Zara Fouchtra (Tako rzecze Zara Ruchajka?!?), zgodnie z intrygującą polityką Elvifrance zamieszczania zabaw słownych i kulturalnych aluzji w tytułach tomików. Również sam tekst uległ znaczącym modyfikacjom, zależnym chyba tylko od widzimisie tłumacza, nierzadko posuwając się do zmiany treści. Z tego względu wszystkim chętnym zapoznać się z Rycerzami w wersji francuskiej polecam raczej bliższe oryginałowi tłumaczenie z wydania zbiorczego Delcourt pt. L'Internat féminin et autres contes coquins. Dodatkowym atutem tej edycji jest kilka plansz domalowanych przez Magnusa po 11 latach, z okazji reedycji Collana Necron. Plansze te, zgodnie z dosadnym duchem lat 80., prezentują detalicznie odmalowane narządy płciowe bezwstydnie rozwarte bądź wyprężone, skoro jednak je także cechuje typowa dla rysownika maestria, nie sposób uznać ich za niepotrzebny wtręt. Od 1985 roku stanowią integralną część komiksu, nie pominiętą w żadnym z późniejszych wydań (pojawiają się także w niniejszej translacji).

Skoro przynależność do konkretnej serii jest tym razem kwestią przypadkową, powstaje pytanie, czy w ogóle mamy do czynienia z "czarcim kieszonkowcem"? Może Dziesięciu rycerzy należy rozpatrywać wyłącznie w odniesieniu do innych dzieł Magnusa, pomijając okoliczności powstania? Trwałbym przy stanowisku, że charakter pierwotnej publikacji jest zbyt znaczącym czynnikiem, by mógł zostać pominięty, gdyż determinuje zarówno treść, jak i formę dzieła. Inna sprawa, że w ramach narzuconej konwencji Magnus zgodnie ze swoim przydomkiem dokonywał cudów, stawiając poprzeczkę chyba zbyt wysoko dla innych twórców fumetti tascabili, nie mogących nawet marzyć o osiągnięciu podobnego mistrzostwa. Jeśli zaś o diabelskość chodzi... Akurat w tej baśni siły piekielne nie raczą się objawić, maksimum atrakcji zapewniają rozmaite formy białej i czarnej magii. Zarazem przewrotność scenarzysty, wielokrotnie zmieniającego front i obchodzącego się ze swoimi bohaterami (zwłaszcza tymi męskimi) wyjątkowo bezceremonialnie, ma w sobie coś niewątpliwie czarciego. Diabeł tkwi w szczegółach, zalecam więc uważną lekturę!

BAŚNIOWE LINKI:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

Na potrzeby Collana Necron powstała też nowa okładka, skwapliwie ukazująca rozmaite atrakcje tomiku, ale gdzie w tym kolażu tytułowych dziesięciu rycerzy?! Co za dyskryminacja płci brzydkiej!