Tytuł oryginalny: Lucifera n.2 - Il bosco incantato
Wydawca: Ediperiodici
Rok pierwszego wydania: listopad 1971
Scenariusz: Giorgio Cavedon, Leone Frollo
Grafika: Leone Frollo
Translacja i opracowanie graficzne: Vallaor
Odpowiednie dać rzeczy słowo... Ponieważ włoskie "incantato" tłumaczy się zarówno jako "zaklęty", jak i "zaczarowany", w pierwszym odruchu zdecydowałem się na drugą opcję. Już po przygotowaniu strony tytułowej poczułem, że coś mi tu jednak zgrzyta. "Czary" brzmią zanadto baśniowo, kojarzą się z nieco inną stylistyką. "Zaklęcia" zdecydowanie lepiej pasują do bohaterek o mrocznej proweniencji, parających się czarną magią jak Darvulia bądź będących ucieleśnieniem mrocznych sił jak sama Lucifera. Czarowanie to zaś domena dwóch innych popularnych tytułów z grafikami Leone Frollo: Biancaneve i Naga La Maga. Ta druga pozycja doczekała się zresztą iście szatańskiego przemianowania w edycji francuskiej na... Shatane! Zabieg chwytliwy, lecz rażąco nieadekwatny w stosunku do czarodziejki, która jako jedna z nielicznych protagonistek fumetti nigdy nie pozostawała pod władzą mocy piekielnych i nie czuła też potrzeby ich przywoływania (niewykluczone, że w jej świecie po prostu nie istniały, a metafizyka posiadała charakter uniwersalny, nie ograniczający się do wierzeń judeochrześcijańkich).
Może więc robię widły z igły, deliberując nad najbardziej adekwatnym tytułem tomiku. Popędzani terminami scenarzyści fumetti tascabili nie zastanawiali się nad każdym słowem, nie bojąc się językowych powtórek, które nauczycielka w szkolnym wypracowaniu podkreśliłaby im na czerwono. Niniejszy tomik świadczy też o tym, że nie wahali się zapożyczać pewnych fabularnych rozwiązań z innych serii. Zarówno leśne skrzaty z libido większym od nich samych, jak i ochraniająca ich wróżka Lionora są jakby żywcem wyrwani z uniwersum Biancaneve. O ile w pełni wybrzmiewa wątek wróżki pod pozorami oziębłości skrywającej gorące pragnienia, o tyle szkoda nieco po macoszemu potraktowanych malców. W serii o przygodach Śnieżki byli stałymi towarzyszami bohaterki, z wyraźnie nakreślonymi portretami psychologicznymi. W Luciferze trudno ich od siebie odróżnić, a ze sceny schodzą prawie tak szybko, jak się na niej pojawili. Zdecydowanie nie była to ich bajka!
Zaklęte linki: Alternatywna okładka z wydania portugalskiego, tradycyjnie bardziej adekwatna. Nic dziwnego, skoro tamtejszy artysta miał już możliwość zapoznania się z zawartością tomiku, w odróżnieniu od włoskiego, znającego zaledwie zarys fabuły!