wtorek, 27 sierpnia 2024

LUCIFERA N°22 - OD DOBRA MI NIEDOBRZE

Tytuł oryginalny: Lucifera

n.22 - Il bene mi fa male

Wydawca: Ediperiodici

Rok pierwszego wydania: lipiec 1973

Scenariusz: Giorgio Cavedon

Grafika: Tito Marchioro

Skan edycji włoskiej:

Charles (VintageComix)

Translacja i opracowanie graficzne: Vallaor

Korekta: Aristejo

Opracowanie okładki: Old Man

Tytuł 22. tomiku jest deklaracją, jakiej można spodziewać się po wysłanniczce piekieł, przybywającej na ziemię, by siać chaos i zniszczenie, zatem nieprzychylnie nastawionej do wszelkich przejawów ładu i harmonii. Jednak wstręt Lucifery do krainy mlekiem i miodem płynącej, jaką nieoczekiwanie stało się księstwo Rosen, nie wynika z pobudek ideologicznych. Gdyby mogła cieszyć się miłością Fausta, być może przymknęłaby oko na wszechobecną szczęśliwość. Inna sprawa, że długo by w niej nie wytrwała, wciągając ukochanego w jakąś nową kabałę. Jednak Faust, który wreszcie połączył się z Małgorzatą, swoją prawdziwą miłością, nigdy nie był dla diabelskiej kusicielki równie niedostępny, równie nieczuły na jej wdzięki i uwodzicielskie sztuczki. W tej sytuacji Luciferze pozostaje tylko wrócić z podkulonym ogonem do piekła... bądź też wziąć sprawy we własne ręce i rozpętać piekło na ziemi!

W wydaniu francuskim tytuł uległ przekształceniu na Le mal est mon bien - Zło robi mi dobrze! Choć Luci mogłaby podpisać się również pod tym stwierdzeniem, ma się ono nijak do treści epizodu, jak nigdy dotąd wypełnionego pozytywnymi przykładami braterstwa, współpracy i harmonii. Zła tutaj jak na lekarstwo i diablica zupełnie nie ma czym się rozkoszować! Zresztą niewykluczone, że spora część odbiorców również będzie czuła niejakie zniecierpliwienie spiętrzeniem pozytywności, jakim raczą nas twórcy: radością i szlachetnością Fausta, prawością i mądrością księcia Walaha, ładem i gospodarnością Rosen… Może nie tylko Luciferze, ale i czytelnikom zrobi się mdło od tego nadmiaru słodkości? Po włoski komiks kieszonkowy nie sięga się przecież, aby poczytać o tym, jak piękny mógłby być świat, gdyby rządzili nim ludzie dobrej woli. Już uspokajam! Niniejszy epizod jest zaledwie prologiem do dłuższej historii, w której wszelkiego rodzaju konfliktów, nieszczęść i nieprawości będzie pod dostatkiem. Zatem wedle uznania, cieszmy się tym chwilowym triumfem dobra bądź też wyglądajmy z niecierpliwością kontrataku sił ciemności, który niechybnie nastąpi!

DOBRE LINKI:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

Gościnne występy czołowych gwiazd kina to wręcz konieczność w przypadku okładek notorycznie inspirujących się fotosami i plakatami historycznych superprodukcji! Tym razem padło na Orsona Wellesa, który w oscarowym filmie Oto jest głowa zdrajcy wcielił się w kardynała Wolseya, bezskutecznie próbującego zapobiec konfliktowi Henryka VIII z Watykanem. Czy jego obecność na okładce tego konkretnego tomiku można uznać za przypadkową? W końcu głównym bohaterem Głowy jest Tomasz More, autor słynnej Utopii, projektującej model państwa, w którym rządzą dobro i sprawiedliwość…

piątek, 9 sierpnia 2024

ZORA WAMPIRZYCA N°24 - STATEK TRUMIEN

Tytuł oryginalny: Zora la Vampira

Serie II n.20 - La nave delle bare

Wydawca: Edifumetto

Rok pierwszego wydania: 16 listopad 1973

Scenariusz: Renzo Barbieri, Giuseppe Pederiali

Grafika: Birago Balzano

Skan edycji włoskiej:

Mal32 & Aquila della Notte (VintageComix)

Cyfrowa korekta okładki: Cyfrowy Baron

Translacja i opracowanie graficzne: Vallaor

Korekta: Aristejo

Jak dobrze jest czasem dotrzeć do tekstu źródłowego! Przed podjęciem się translacji Zory Wampirzycy znałem pierwsze numery serii wyłącznie z edycji francuskiej. Forum BDtrash szybko uświadomiło mnie, że obcuję z materiałem ocenzurowanym, pozbawionym najbardziej kontrowersyjnych plansz. W przypadku pierwszych kilkudziesięciu tomików wypadało na ogół 5-6 stron, co nie wpływało na płynność historii, a tylko czyniło ją łagodniejszą. Mogłoby wydawać się, że na poważniejsze cięcia przyszedł czas dopiero kilka lat później, gdy oryginalna edycja mocno się rozzuchwaliła w pokazywaniu tego i owego. Porównanie włoskiej i francuskiej wersji Statku trumien zweryfikowało mój naiwny optymizm.

Szok, rozpacz, niedowierzanie, a przede wszystkim bezbrzeżne zdumienie – takie emocje wywołują zmiany poczynione przez Elvifrance w 24. tomiku serii! Z niezrozumiałych względów postanowiono pozbyć się całego, bardzo rozbudowanego wątku, zajmującego w wersji oryginalnej kilkaset stron. Nie znając jeszcze całej historii, nie jestem w stanie stwierdzić, czy rejterada francuskiego wydawcy mogła zostać podyktowana jakimiś jej kontrowersyjnymi aspektami. Być może w przygodzie rozgrywającej się na Haiti, pośród tubylców parających się magią wudu, dopatrzono się akcentów rasistowskich? Na chwilę obecną wypada tylko podkreślić, że scenarzyści Barbieri i Pederiali nie byli tak bałaganiarscy i niefrasobliwi, jak mogłaby wskazywać lektura Zara Le Vampire. Jeśli jakiś wątek zostaje tam zakończony „po macoszemu”, bądź też urywa się niespodziewanie i bez konkluzji, prawie na pewno jest to wina francuskiego wydawcy!

Niecny proceder musiał przyczynić się do lekceważącego stosunku części czytelników, którzy wyczuwali, że obcują z materiałem wybrakowanym, i winili za ten stan rzecz samych twórców. Na BDtrash tomik Le navire des cercueils posłużył za koronny dowód na idiotyzm intrygi, która wprowadza charyzmatycznego bohatera tylko po to, by po kilku stronach bezceremonialnie go uśmiercić. Tymczasem doktor Marlon Karlyte od pierwszej chwili intryguje, choćby z racji fizycznego podobieństwa do słynnego „złego chłopca” Hollywood. Odwołując się do nomenklatury przemysłu filmowego, Elvifrance stać było wyłącznie na gościnny występ gwiazdora, dodający taniej produkcji pozory prestiżu, podczas gdy Edifumetto zapewniło mu pierwszoplanową rolę męską, znacząco podwyższając jakość spektaklu. I jak tu nie kochać włoskiego przemysłu rozrywkowego – zarówno filmowego, jak i komiksowego?

TRUMIENNE LINKI:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

„Dziki” Marlon Brando i zdecydowanie bardziej cywilizowany Marlon Karlyte. Tych przystojniaków łączą nie tylko bliźniacze rysy twarzy! Obydwaj od dżungli wielkomiejskiej woleli tropikalne dżungle i plaże Tahiti. Brando kupił tam sobie piękną wyspę Tetiaroa. Natomiast Karlyte wolał zainwestować w… statek pełen trumien!