piątek, 19 listopada 2021

LUCIFERA N°5 - DZIECIĄTKO NA STOS!

Tytuł oryginalny: Lucifera n.5 - Un bimbo sul rogo!

Wydawca: Ediperiodici

Rok pierwszego wydania: luty 1972

Scenariusz: Giorgio Cavedon, Leone Frollo

Grafika: Leone Frollo

Translacja i opracowanie graficzne: Vallaor

Wiedźmy, wróżki, skrzaty, cyklopy, a nawet Walkirie były tylko przystawką! Prawdziwa groza zaczyna się na planszach Lucifery właśnie teraz, wraz ze wkroczeniem na scenę instytucji jak najbardziej ziemskiej, mimo że roszczącej sobie prawo do znajomości oraz egzekwowania boskiej woli. Podczas gdy rozmaite nadprzyrodzone byty pojawiały się wręcz przypadkowo i z cicha pęk, żaden uważniejszy czytelnik nie powie, że nie spodziewał się... niemieckiej Inkwizycji! Nietrudno było odgadnąć, że sztuczka z zasłanianiem rogów Franza grzywką na dłuższą metę nie poskutkuje. I tak w finale ostatniego epizodu służąca Blumenthalów pośpieszyła zawiadomić o niepokojącym anatomicznym kuriozum samego Wielkiego Inkwizytora, wprawiając tym samym w ruch nieubłaganą machinę Swiętego Oficjum...

Czym Inkwizycja w wydaniu niemieckim różniła się od tej hiszpańskiej, powszechnie znanej chociażby ze skeczu Monty Pythona? Przede wszystkim wcześniejszym okresem aktywności. Utworzona w 1231 roku przez papieża Grzegorza IX do walki z wszelkiej maści heretykami, prawie natychmiast gorliwie zabrała się za palenie ich na stosie. W czasie, gdy rozgrywa się akcja komiksu ("najciemniejsze wieki średniowiecza"), powszechny strach przed papieskimi oprawcami był już mocno ugruntowany w sercach ludności, upowszechniła się też paskudna praktyka donosicielstwa. A przecież nie zawsze rozpoczęcie inkwizycyjnego śledztwa musiało mieć tak solidne uzasadnienie jak w przypadku autentycznie rogatego synka Małgorzaty. Jakiekolwiek bądź, nawet najbardziej absurdalne pomówienie miało dużą szansę doczekać się oficjalnego potwierdzenia z ust samych oskarżonych. Wystarczyło, by Trybunał zabrał się za ich przesłuchiwanie z wykorzystaniem klasycznych instrumentów perswazji (niektóre ujrzymy w Dzieciątku!).

Młodsza o ponad 200 lat Inkwizycja hiszpańska powołana została przez Ferdynanada II i Izabelę Kastylijską. Przeszczepiając w 1480 roku tę uroczą instytucję na własny grunt, królewska para zamierzała rozprawić się za jej pomocą ze społecznością żydowską, a w dłuższej perspektywie ze wszystkimi niewygodnymi obywatelami. Trzy lata później głównodowodzącym Świętego Oficjum został spowiednik królowej, Tomas de Torquemada. Właśnie za sprawą jego fanatycznej gorliwości w zbawianiu dusz bliźnich przez kompleksowe maltretowanie, a następnie palenie ich cielesnej powłoki hiszpańska Inkwizycja po dziś dzień pozostaje synonimem religijnego terroru (kłania się znakomita powieść Jerzego Andrzejewskiego Ciemności kryją ziemię).

Oddając Hiszpanom co ichnie, nie powinniśmy zarazem zapominać, że właśnie Niemcy byli średniowiecznymi pionierami w materii systemowych prześladowań motywowanych wiarą. Gdy więc natraficie na katolików podejmujących się obrony Inkwizycji, dowodzących na przykład jej małej szkodliwości w szerszym kontekście dziejowym ("Hitler spalił więcej osób i nawet się za nich nie pomodlił!") bądź wręcz kulturowej pożyteczności ("Bez likwidacji heretyków nie mielibyśmy teraz tych pięknych kościołów i całej cywilizacji łacińskiej!"), nie traćcie czasu na jałowe dyskusje, tylko odeślijcie ich do piątego tomiku Lucifery. Jeśli ta lektura nie otworzy im oczu, nie ma już dla nich ratunku!

Inkwizycyjne linki:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

Na okładkę portugalskiej edycji trafiła najdramatyczniejsza sekwencja epizodu, jednakże tytuł Syn Diabła nie ma w sobie tego ładunku emocjonalnego co oryginalny.

3 komentarze:

  1. Tomik jak zwykle opisany ze swadą i polotem, bardzo przyjemnie budują klimat te erudycyjne wprowadzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! Obydwie serie są przedstawicielkami tzw. literatury groszowej, ale przedstawicielkami pierwszorzędnymi, zgrabnie nawiązującymi do różnych gatunkowych i kulturowych tropów, które warto wskazywać, budując kontekst lektury. Coraz bardziej chodzi mi po głowie stworzenie osobnego miejsca na tego typu aktywność promocyjno-publicystyczną, jako że meritum tej strony to translacje, którą słowo wstępu ma zaledwie okraszać.

      Usuń
  2. Dzieciątko w twoim tytule ma posmak profanacji... Polszczyzna daje jednoznaczne konotacje, których (o ile się nie mylę?) nie ma oryginał.

    OdpowiedzUsuń