sobota, 6 listopada 2021

ZORA WAMPIRZYCA N°4 - KTO MIESZKA W TRUMNIE

Tytuł oryginalny: Zora la Vampira

Serie I n.4 - Chi abita la bara

Wydawca: Edifumetto

Rok pierwszego wydania: 1 grudzień 1972

Scenariusz: Renzo Barbieri, Giuseppe Pederiali

Grafika: Birago Balzano

Translacja i opracowanie graficzne: Vallaor

Tytuł czwartej odsłony przygód Zory wydaje się zarazem zapytaniem - "kto?", jak i skróconą peryfrazą - "ten, który mieszka w trumnie". Nietrudno domyślić się, kto ma tak charakterystyczne zwyczaje mieszkaniowe, podobnie jak tego, że nie może tu chodzić o pierwszego lepszego wampira. Na równie zgrabną figurę stylistyczną zasługuje wyłącznie hrabia Drakula, jedyny powszechnie rozpoznawalny nieumarły (zwłaszcza w 1972 roku, gdy nie było jeszcze różnych Armandów i Lestatów). Peryfraza praktycznie zanika we francuskiej edycji: L'homme au cercueil to po prostu Mężczyzna w trumnie, co na dodatek nie współgra z fabularnym twistem dotyczącym tożsamości osoby złożonej ostatecznie do grobu... Najlepszy dowód, że nie tylko literaturę piękną, ale i popularne komiksy najlepiej poznawać w oryginale!

Zakładam, że do nazewniczej kreatywności zmusiła twórców wcześniejsza dezynwoltura. Opatrując drugi tomik tytułem Zora kontra Drakula, wówczas zdecydowanie mylącym, pozbawili się możliwości jego wykorzystania w momencie, gdy naprawdę stał się adekwatny. Esencja czwartego epizodu to właśnie starcie młodej wampirzycy ze swym stwórcą. Po związaniu się z nowym partnerem i towarzyszącej temu refleksji, że relacja z Drakulą miała charakter ewidentnie przemocowy ("Pozbawił mnie życia i cnoty!"), Zora postanawia zerwać z nim w sposób definitywny. Czy pannie Pabst uda się zrealizować śmiały plan, w którym Książę Nocy dosłownie wyparowuje z jej życia?

Niezależnie od tego, czy trzymamy za Zorę kciuki, czy też wolimy, by główny antagonista serii jeszcze z nami pozostał, nie ulega wątpliwości, że mocno sobie zasłużył na kobiecą niechęć. Komiksowy Drakula nie ma ani krzty romantycznej aury tajemniczego cudzoziemca, jaką roztaczał niegdyś Bela Lugosi. Brak mu też ogłady angielskiego dżentelmena charakterystycznej dla Christophera Lee, który jako stuprocentowy drapieżnik brutalnie rzucał się kobietom do gardła, lecz powstrzywał przed innymi formami naruszania ich nietykalności cielesnej. W filmach wytwórni Hammer samo zagłębienie się ostrych zębów wampira w białej szyi niewieściej służyło za metaforę gwałtu, nie było więc potrzeby jego ukazywania. Przynajmniej dopóki widzowie, rozzuchwaleni seksualną rewolucją lat 60., nie zaczęli się domagać znacznie większej dosłowności.

Zora wychodzi naprzeciw tym oczekiwaniom, wykorzystując je do sportretowania Drakuli bez taryfy ulgowej. Władca Ciemności okazuje się wyzbytym wdzięku gwałcicielem i jako taki po prostu nie zasługuje, by zostać protagnistą serii. Ba, zakwestionowana zostaje nawet jego fizyczna atrakcyjność! Trudno bowiem oczekiwać, by wylegiwanie się całymi dniami w trumnie wpływało pozytywnie na sprężystość ciała, a brak higieny osobistej (ubranie nie zmieniane od wieków...) przekładał na przyjemny dla nozdrzy zapach. Czy można się dziwić Zorze, że wolała Marka Finneya: przystojnego, harmonijnie umięśnionego, na dodatek schludnie odzianego i używającego wody kolońskiej? Mi dispiace, ma Dracula non è più così sexy!

Trumienne linki:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

"Ja płaczę tak rzewnie. Ja się śmieję." - czyli akurat na odwrót niż u Fredry, gdzie to kobiecość była górą. Nad wyraz udana plansza została jedną z wizytówek serii, cementując wizerunek Drakuli jako cynicznego okrutnika i męskiego szowinisty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz