sobota, 4 grudnia 2021

ZORA WAMPIRZYCA N°5 - KANIBALKA

Tytuł oryginalny: Zora la Vampira

Serie I n.5 - La cannibale

Wydawca: Edifumetto

Rok pierwszego wydania: 15 grudzień 1972

Scenariusz: Renzo Barbieri, Giuseppe Pederiali

Grafika: Birago Balzano

Translacja i opracowanie graficzne: Vallaor

Jak na wczesne numery przystało, formuła serii dopiero się wypracowuje, rozpoznając swoją naturę na wzór bohaterki. Gdy w ręce Zory jak na żądanie trafiła mikstura niwelująca jedną z najdotkliwszych przypadłości wampirzej rasy, było już jasne, że twórcy starają się szybko (i w miarę bezboleśnie) uczynić ją protagonistką bardziej uniwersalną, w mniejszym stopniu ograniczoną mitologią krwiopijców, do których przynależy niejako na własnych zasadach. Tematyka stricte wampirystyczna okazuje się zaledwie punktem wyjściowym dla scenarzystów dążących do ogarnięcia znacznie szerszego spektrum horroru, odhaczenia jak największej liczby gatunkowych tropów. Ma to swoje konsekwencje: piąty tomik jest zarazem pierwszym, w którym krwiolubna natura panny Pabst nie manifestuje się w jakikolwiek sposób.

Trzeba więc pogodzić się z faktem, że wampirzyca nie zawsze dostanie szansę na odsłonięcie kłów. Może się wręcz zdarzyć, że nie będzie najważniejszą postacią danej opowieści! Tym razem zdecydowanie ustępuje pola innej barwnej figurze, której charakterystyka odsyła do konkretnej odmiany grozy. Wbrew sugestii w tytule nie będzie to nurt kanibalistyczny, ten bowiem wymagałby podróży Zory w egzotyczne lokalizacje. W tym temacie trzeba uzbroić się w cierpliwość, co jednak opłaci się, gdyż niejedną taką dramatyczną wyprawę do ciepłych krajów bohaterka odbędzie i jeszcze nie raz jej krągłości pobudzą apetyt u przedstawicieli stojących na niższym szczeblu cywilizacyjnym grup społecznych o ciemniejszej karnacji (tzn. prymitywnych czarnoskórych dzikusów).

Na kanibalizm w pełnym anturażu jeszcze nie pora, na razie tylko przedsmak (!) pod postacią nieprzewidzianych skutków ubocznych eksperymentu, jakiego podjął się pewien szalony naukowiec. Jeden z tych skrajnie nieetycznych medyków, brutalnie deptających przysięgę Hipokratesa dla eksploracji niezbadanych dotąd rejonów biologii. Starając się przezwyciężyć prawa natury w dążeniu do ożywienia obumarłych tkanek, składają oni daninę Śmierci pod postacią dziesiątek ludzkich królików doświadczalnych!

Obłąkani medycy są duchowymi następcami doktora Wiktora Frankensteina, którego nazwisko już na zawsze pozostanie tożsame ze stworzonym przez niego monstrum. Następcy tragicznego "współczesnego Prometeusza" z powieści Mary Shelley okazali się znacznie bardziej bezwzględni od niego, nie poprzestając na buszowaniu po cmentarzach w poszukiwaniu materiału do eksperymentów. Życia bliźnich w imię postępu naukowego nie waha się poświęcić nawet sam Frankenstein w filmowym cyklu wytwórni Hammer, dającym bodajże najciekawszą współczesną interpretację tej klasycznej postaci.

Natomiast antybohater Kanibalki zalicza się do jeszcze węższego grona szalonych naukowców, nie zasłaniających się frazesami o działaniu dla dobra ludzkości i otwarcie przyznających do prywaty. Doktor Reginald dla przywrócenia życia ukochanej gotów jest zaszlachtować dowolną liczbę osób, w swoim opętaniu nie licząc się z faktem, że wszelkie rewolucje, także te naukowe, mają w zwyczaju pożerać własne dzieci i własnych twórców...

Obłąkańczo-scjentystyczne linki:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

Tradycyjnie kończymy nasz wywód o Zorze na kobiecym akcie. Nie jest to jednak dobrze nam znana blondyna, tylko ozdoba drugiego planu, ponętna brunetka z imponującymi lokami. Margie Thompson nie ma w tej historii zbyt wiele szczęścia (nawet skok w bok z Markiem Finneyem spala na panewce), ale tak ładnie się do czytelników wdzięczy, że nie powinna zostać zapomniana!

4 komentarze:

  1. Cieszę się jak zawsze z premiery, a na dodatek już się niezmiernie cieszę na zapowiadane podróże egzotyczne i wątek kanibalistyczny! Oby tylko wcześniej nie wyniuchały tego bloga lewicowe bojówki faszystowskie spod znaku politycznej poprawności... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na podróże zamorskie warto poczekać, ale wcześniej czeka Zorę masa przygód w kraju i na kontynencie. Znacznie wcześniej do ciepłych krajów uda się Lucifera, oczywiście nie po to, aby się opalać!

      Co do bojówek - hmm, na ogół ideologicznie zacietrzewieni nie czytają tego typu blogów, zaglądając tylko do tych utwierdzających ich we własnym światopoglądzie. Fumetti może zaatakować zarówno lewa, jak i prawa strona. Ta pierwsza dostrzeże seksizm, uprzedmiotowienie, homofobię, rasowe stereotypy i ogólny brak progresywności, utwierdzanie w patriarchacie (zresztą niesłusznie, bo bohaterki obydwu tłumaczonych serii są bardzo wyzwolone i na ogół grają facetom na nosie). Ta druga natomiast może oburzyć się już na wstępie: co to za "czorty" w tytule, dlaczego blog nie nazywa się POBOŻNE CZYTANKI i nie zawiera historii o żywocie świętych męczenników?
      Tymczasem wystarczy wyjąć przysłowiowy kij z tyłka, żeby potraktować je w takim duchu, w jakim zostały napisane: czystej, nieskrępowanej zabawy!

      Usuń
  2. Ja tam nie obawiałem się o treść samych komiksów, ale o reakcję progresywnych bojówek faszyzującej patolewicy na tenże np. fragment wstępniaka: "i jeszcze nie raz jej krągłości pobudzą apetyt u przedstawicieli stojących na niższym szczeblu cywilizacyjnym grup społecznych o ciemniejszej karnacji (tzn. prymitywnych czarnoskórych dzikusów)."
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, kryje się tu pewien żarcik z poprawności politycznej, jednak nie sądzę, by ktoś rozsądny poczuł się nim urażony. A nierozsądnych urazi byle co, więc nie warto się przejmować ich reakcją.

      Usuń