Tytuł oryginalny: Terror Blu
N.1 - Mostri A New York
Scenariusz: Carmelo Gozzo
Grafika: Lombardi
Okładka: Pino d'Angelico
Wydawca: Ediperiodici
Pierwsze wydanie: grudzień 1976
Wydawca: Ediperiodici
Skan edycji hiszpańskiej: Layer (CRG)
Skan edycji włoskiej [3 plansze]: Charles (VintageComix)
Konwersja skanu na HD: OldMan
Dalsze opracowanie graficzne: Vallaor
Przekład z języka włoskiego: Vallaor
Łatwiej było dinozaurom przywędrować z prehistorii do naszych czasów, niż niżej podpisanemu powrócić do hobby translacyjnego po urlopowym rozleniwieniu. Leżenie plackiem na plaży, smażenie z przodu, tyłu i na boki, pływanie w ramach przerwy między brązowieniem, oraz nadrabianie zaległości czytelniczych w tych jakże sprzyjających warunkach. Gdzie w tym wszystkim miejsce na babranie się w niższych rejestrach sztuki komiksowej? Jak znaleźć czas na dłubaninę w skanach artefaktów minionej epoki kieszonkowców?!? Zew natury okazał się silniejszy niż miłość do fumetti, a prymitywny instynkt wygrał z kulturą, nawet tą, która do niskich instynktów się odwołuje. Zapewne takie ładowanie baterii słonecznych było niezbędne, aby ze świeżym zapałem powrócić do regularnych publikacji. Najbliższy czas pokaże, jak podziałała solarna kuracja – mogła uderzyć do głowy, skutkując bełkotliwym słowotokiem w miejsce merytorycznie składnej wypowiedzi. Zatem starczy tych urlopowych wymówek!
Terror Blu nie pojawia się tutaj po raz pierwszy. W czerwcu zaprezentowana została historia o ukrytej w australijskim buszu nekropolii pozaziemskiej rasy. Spotkała się z pozytywnym odbiorem, w czym zasługa zarówno zgrabnego scenariusza, jak też miłej dla oka grafiki (warto też wspomnieć o cud-miód okładce Enzo Sciottiego). Otóż w przypadku tej serii przyzwoity poziom był normą. Jak zwykle w przypadku popularnego, wychodzącego regularnie przez lata tytułu zdarzały się historie lepsze i słabsze, lecz kompletne niewypały raczej się nie zdarzały. Stąd decyzja o kolejnej odsłonie Błękitnego Terroru i kto wie, czy wkrótce nie pojawią się kolejne! Tym razem ujawniamy, od czego się to wszystko zaczęło, sięgając do mitycznego numeru jeden, w którym scenarzysta wypala z grubej rury inwazją prehistorycznych gadów na amerykańską metropolię. Czy można wyobrazić sobie bardziej przebojowy początek serii?
Kultura masowa straszy dinozaurami od dawna, zaś perspektywa ich przeniknięcia do współczesności to koncept datujący się przynajmniej od 1912 roku, gdy opublikowano Zaginiony świat Arthura Conana Doyle'a (do spotkania prehistorycznych gadów z najpopularniejszym bohaterem pisarza doszło jednak dopiero 98 lat później, w produkcji studia The Asylum Sherlock Holmes i dinozaury). Z początku umiejscowiano je w odległych lokacjach - tam, gdzie nie postała jeszcze noga białego kolonizatora. Kiedy świat skurczył się tak, że zabrakło dziewiczych rejonów do eksplorowania, pojawienie się dinozaurów należało uzasadnić inaczej. Hodowlą w warunkach laboratoryjnych pod czujnym okiem szalonego profesora; gwałtownym przebudzeniem po tysiącach lat drzemki w wyniku katastrofy naturalnej bądź promieniowania jądrowego; a nawet czymś zupełnie fantastycznym... Ta ostatnia, przecząca prawidłom zdrowego rozsądku ewentualność to właśnie przypadek Potworów w Nowym Jorku!
PRZEDPOTOPOWE LINKI: Wykorzystany do translacji skan pochodzi z edycji hiszpańskiej. Seria Delirium mogła pochwalić się klimatycznym logo, ale też masą tekstu na okładce. Po samych tytułach można stwierdzić, że "deliryczny" zakres tematyczny był całkiem obszerny. Znalazło się miejsce dla żywych trupów, córki wilkołaka, ludzkiej pochodni, a nawet... nekrofila! Zważywszy jednak na czujność hiszpańskiej cenzury, trudno oczekiwać, by wyczyny tego ostatniego przedstawione zostały w pełnej krasie. Z jakiegoś powodu wydawnictwo Eliviberia jest dumne z faktu publikacji "edycji europejskiej". Czyżby chodziło o to, że jako pierwsze w kraju wydawało włoskie komiksy w oryginalnym, małym formacie? DELIRIUM... CHŁÓD NA KAŻDEJ STRONIE! DELIRIUM... KRZYK W KAŻDEJ SCENIE! DELIRIUM... TAJEMNICA W KAŻDEJ HISTORII! DELIRIUM... TERROR W KAŻDYM ODCINKU! DELIRIUM... BEZSENNA NOC!
No! Bo już się niepokoiliśmy... Na szczęście skąpany w słońcu Tłumacz wrócił do serwowania nam pyszności z nomen omen słonecznej Italii. A moje pytanie dotyczy nadruku na hiszpańskim wydaniu: "edycja europejska". Jak rozumiem, wydawali to też w Ameryce Łacińskiej. Orientujesz się, czy czymś wersje się różniły poza ceną i walutą?
OdpowiedzUsuńChyba właśnie tym, co wymieniłeś! Może również formatem. Jest to intrygujące na tyle, że nie omieszkam spytać o to skanlatorów!
OdpowiedzUsuń