niedziela, 18 września 2022

TERROR. PRAWDZIWA HISTORIA KUBY ROZPRUWACZA

Tytuł oryginalny: Terror

n. 18 - La vera storia di Jack Lo Squartatore

Scenariusz: Anonim

Grafika: Milo Manara

Pierwsze wydanie: kwiecień 1971

Wydawca: Ediperiodici

Skan: Charles (VintageComix)

Przekład z jęz. francuskiego: Vallaor

Opracowanie graficzne: Vallaor

Projekt polskiej okładki: Cyfrowy Baron

Tym razem nie lada ciekawostka dla wszystkich fanów Milo Manary: jedna z jego najstarszych prac, pochodząca z okresu, kiedy dopiero ćwiczył warsztat i nie wszystko wychodziło mu równie perfekcyjnie, co w latach późniejszych. Nietrudno zgadnąć, że przyszły geniusz najłatwiej dostrzec można w szkicach postaci kobiecych, smukłych i powabnych. Tak właśnie rysownik przedstawił kobiety lekkich obyczajów z ubogich dzielnic Londynu, padające ofiarą maniaka znanego jako Kuba Rozpruwacz. Według wiarygodnych materiałów źródłowych zamordowane prezeń panny nie odznaczały się urodą. Zbyt wielkie piętno odcisnęły na nich zarówno wyczerpujący fizycznie zawód, jak też nędzne warunki bytowania. Jednak mowy nie ma, by Manara kiedykolwiek dochowywał wierność historycznym przekazom, kiedy stawały mu na przeszkodzie malowania dziewcząt idealnie pięknych! Już mając na uwadzę tę dowolność w portretowaniu postaci, należy potraktować "prawdziwość" z tytułu z dużym przymrużeniem oka. Zresztą nie tylko Manara, ale też zdecydowana większość filmowców ukazuje ofiary Rozpruwacza jako atrakcyjne. Dziwaczne gusta Kuby swoją drogą, ale widz kinowy po prostu nie życzy sobie oglądać na ekranie szpetnych niewiast, bez względu na to, jaką profesją by się nie parały.

Odkładając na bok kwestię zgodności z faktami, podpisana przez anonimowego scenarzystę historia nie ma szans na pierwsze miejsce w rankingu najlepszych komiksów o Rozpruwaczu. Nie tylko dlatego, że w 1989 roku Alan Moore i Eddie Campbell zdeklasowali konkurencję swoim Prosto z piekła, istnym opus magnus ripperologii. W dziełku Manary nie ma co liczyć na oryginalne podejście do tematu i mocno skomplikowaną fabułę. W swojej prostocie jest ono jednak całkiem sympatyczne, a sięgnąć po nie mogą nawet zadeklarowani przeciwnicy ekscesów fumetti. W kwestiach erotycznych wykazuje zaskakującą delikatność, w czym zapewne czynnikiem decydującym była data publikacji. W 1971 roku nawet komiksy "per adulti" nie pozwalały sobie na świntuszenie pełną parą. Natomiast w kwestii obrazowania przemocy sprawa jest bardziej skomplikowana, istnieje bowiem znacząca rozbieżność pomiedzy edycją francuską i holenderską. W tej pierwszej zadawane przez Kubę rany wyglądają bardziej na zadraśnięcia, zaś o wybebeszaniu treści żołądkowych możemy sobie wyłącznie poczytać. Inaczej sprawy się mają w tomiku holenderskim, gdzie wszystko wygląda znacznie bardziej dosadnie. Nie dysponując włoskim oryginałem i zdając sobie sprawę z cenzorskich zapędów Elvifrance, zdecydowałem się w tym aspekcie podążyć za Holendrami. A zatem: więcej krwi, więcej obrażeń i flaki na wierzchu. Gorehounds, enjoy!

Oddzielnego akapitu domaga się okładka, jako że nie skończyło się tutaj na standardowym odczyszczaniu i wstawianiu polskich tytułów. Specjalnie na potrzeby "czarciej" edycji został dokonany odważny remix, łączący elementy okładki fumetti, fotografii i malarskiego plakatu filmowego (Jack The Ripper z 1976 roku). Skąd ta fanaberia, odsuwająca datę premiery o ładnych kilka dni? Z przeświadczenia, że pomimo swoich niedoskonałości komiks zasługuje na własną okładkę, której do tej pory de facto się nie doczekał. Obwoluta włoskiego tomiku nawiązywała do drugiej opowieści w nim zawartej i przedstawiała buddyjskiego mnicha (?) rozcinającego siekierą mechanicznego kosmitę (?!?). Francuzi, którzy z oryginalnego wydania przedrukowali tylko historię o Kubie, zdecydowali się na okładkę najbardziej w ich mniemaniu zbliżoną tematycznie, podkradzioną z 44. tomiku serii Jacula: stąd cmentarz, czaszki oraz wampirza buźka, mające się nijak do realistycznego londyńskiego thrillera! Polska wersja nie rezygnuje całkowicie z francuskiej obwoluty, zmieniając jednak kilka elementów na mocniej nawiązujące do treści Prawdziwej historii... Wydaje się, że tak właśnie mogłaby wyglądać, gdyby komiks Manary ukazał się pięć lat później, już po premierze Kuby Rozpruwacza z Klausem Kinskim!

WYPATROSZONE LINKI:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

Chociaż niemiecki aktor charakterystyczny wcielił się w niesławnego Kubę dopiero w 1976 roku, dziwnym zrządzeniem losu trafił do komiksu poświęconego tej postaci już pięć lat wcześniej! Na dodatek fotosy aktora, ochoczo wykorzystywane przez Milo Manarę do szkiców, pochodzą z filmu Venus in Furs (1969) w reżyserii Jessa Franco. Tego samego Franco, który w 1976 roku zatrudni Kinskiego do tytułowej roli w swoim obrazie o Rozpruwaczu. Być może to właśnie wczesna praca Manary podsunęła mu pomysł na casting!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz