poniedziałek, 10 marca 2025

STORIE BLU. MIASTO ZWIERZĄT

Tytuł oryginalny: Storie Blu

n.28 - La città degli animali

Scenariusz: Carmelo Gozzo

Grafika: Francesco Blanc

Wydawca: Ediperiodici

Pierwsze wydanie: wrzesień 1981

Skan edycji francuskiej i dodatkowych stron z edycji włoskiej:

Zapman & Leefirkins (BDtrash)

Cyfrowy retusz: Cyfrowy Baron

Czyszczenie dymków: Grifos

Translacja i opracowanie graficzne: Vallaor

Korekta: Aristejo

Dobra wiadomość dla wszystkich miłośników Storie Blu! Przed Wami jeden z największych eposów w ramach tej serii, gdzie większa objętość stron pozwalała scenarzyście na rozwinięcie skrzydeł i przedstawienie złożonego konceptu. Tym razem punktem wyjścia dla Carmelo Gozzo była jego własna historia, opublikowana kilka lat wcześniej na łamach Terror Blu, w analogiczny sposób łączącego horror i sci-fi, rzecz jasna przyprawione szczyptą erotyki. Znaną także z polskiego przekładu makabreskę o emancypujących się zwierzętach z gospodarstwa domowego można potraktować jako prolog kosmicznej sagi, jaką stało się późniejsze Miasto Zwierząt.

Istnieje tylko jeden szkopuł – akcja Świń z Woonispack rozgrywała się we współczesności, zaś z fabuły Miasta wyraźnie wynika, że od tamtych pamiętnych wydarzeń minęło kilkaset lat. Tymczasem wszyscy ludzcy bohaterowie nadal noszą się jak na początku lat osiemdziesiątych. Ponieważ Gozzo nie raczy wytłumaczyć tej nieścisłości, można uznać ją za niedopatrzenie, co w przypadku pisania scenariuszy na masową skalę jest zrozumiałe. Jednakże istnieje logiczne wytłumaczenie tego czasowego przeskoku, łączące się z często wykorzystywanym przez pisarzy sci-fi paradoksem czasoprzestrzennym. W bezkresnym kosmosie czas płynie innym torem, przyspieszając bądź spowalniając wraz ze stopniem oddalenia od ziemi. I tak przy założeniu, że nasze dni to dla innej planety całe dekady, wszystko ponownie nabiera sensu!

Podobnie jak w przypadku Świń, za stronę graficzną odpowiada Francesco Blanc, chyba najbardziej zapracowany rysownik Ediperiodici. W przypadku tak dużej ilości prac nietrudno o spadek jakości, jednak przy Mieście zdecydowanie się przyłożył. Niewykluczone, że stopień jego zaangażowania wynikał z jakości opracowywanego scenariusza. A trudno o większą motywację dla ilustratora niż opis świata, w którym zwierzęta nie tylko uzyskały ponadprzeciętną inteligencję, ale też dokonały na sobie genetycznych modyfikacji i wzorem człowieka zbudowały całą cywilizację. Czy niedoszłym czworonogom udało się naprawić błędy poczynione niegdyś przez rodzaj ludzki? Już rzut oka na okładkę może nasuwać wątpliwości…

ZWIERZĘCE LINKI:

MEGA (CBR)

MEGA (PDF)

Nadanie zwierzętom ludzkich cech w celu demaskacji charakterystycznych dla naszego gatunku przywar to rzecz jasna nic nowego. Już w starożytności był to popularny zabieg, który formę proto-komiksową przybrał pod koniec XVIII wieku, chociażby w pracach brytyjskiego karykaturzysty Jamesa Gillraya.

wtorek, 11 lutego 2025

ZORA WAMPIRZYCA N°26 - ZAŚLUBINY Z SZATANEM

Tytuł oryginalny: Zora la Vampira

Serie II n.22 - Sposalizio di Satana

Wydawca: Edifumetto

Rok pierwszego wydania: 14 grudzień 1973

Scenariusz: Renzo Barbieri, Giuseppe Pederiali

Grafika: Birago Balzano

Skan edycji włoskiej:

Mal32 & Aquila della Notte (VintageComix)

Korekta okładki: Cyfrowy Baron

Czyszczenie dymków: Grifos

Translacja i opracowanie graficzne: Vallaor

Korekta: Aristejo

Najwyższy czas sprawdzić, co słychać u naszej wampirzycy! Opuściliśmy ją na zmierzającym do Barcelony statku, gdzie dla zabicia nudy udała się wraz z Frau na seans spirytystyczny Jeana Villona, głośnego francuskiego medium. Nietrudno odgadnąć, że osoba mająca autentyczny kontakt z zaświatami jest dla bohaterek potencjalnym zagrożeniem. Wystarczy, że jakiś przyzwany duch podszepnie, że w seansie uczestniczą dwie osoby o naturze odmiennej niż ludzka… W najlepszym interesie Zory i Frau byłoby trzymanie się jak najdalej od osobników parających się mistycyzmem, tak jak zapewne na co dzień stronią od "uzbrojonych" w krzyże i wodę święconą księży. Zora jednak nie byłaby sobą, gdyby na własne życzenie nie wpakowała się w tarapaty!

Morska awantura z nadto wścibskim medium, w której niebagatelną rolę odgrywają też przystojny pederasta oraz słynny angielski detektyw, może być już niektórym znana! Wiele lat temu pojawiła się translacja Cór Szatana, 25. tomiku Zary Wampirzycy. Wiadomo już, skąd we francuskim wydaniu przesunięcie numeracji: w kraju o niechlubnych tradycjach kolonialnych tomik z wątkiem haitańskim uznany został za niepożądany! Czym jednak uzasadniona była zmiana tytułu z zaślubin (il sposalizio) na córki (les filles)? Wystarczy porównać obydwa wydania. Włoskie ma trzy plansze więcej i to nie byle jakie – to na nich dokonują się tytułowe zaślubiny! Na czym dokładnie polegają i co z nich wynika, zdradzać nie zamierzam, odsyłając zamiast tego do lektury.

Warto podkreślić, że włoski oryginał sprawia zdecydowanie więcej satysfakcji amatorom gościnnych występów Szatana, który na łamach serii dosłownie pojawia się i znika, czasami tylko w celu skomentowania wydarzeń, które najwyraźniej śledzi na bieżąco w piekle. Nasuwa się przypuszczenie, że dokładnie w tym celu zaludnił ziemię swoimi podopiecznymi. O ile na łamach Lucifery siły zła ingerują w świat doczesny, aby uczynić z niego domenę piekieł, o tyle Zora, Frau Murder i Dracula nie otrzymali od swojego piekielnego stwórcy żadnych konkretnych dyrektyw. Mają po prostu „czynić swoją wolę”, dając upust drapieżnym instynktom i mimowolnie zapewniając przednią rozrywkę monitorującemu ich poczynania Szatanowi. Bez takich atrakcji nieśmiertelność w piekle mogłaby oznaczać wiekuistą nudę!

ZAŚLUBIONE SZATANOWI LINKI:

MEGA (CBR)

MEGA (PDF)

Muszę wyznać, że po latach w dalszym ciągu irytuje mnie zbyt krótki wątek angielskiego detektywa, zapowiadającego się na prawdziwe nemezis wampirzyc. Nasuwa on nieodparte skojarzenia z protagonistą historii Arthura Conana Doyle’a, którego wyobrażenie w równym stopniu co pióro pisarza ukształtowały oryginalne ilustracje Sidneya Pageta. Dzięki temu wybitnemu grafikowi rozpoznajemy dziś Sherlocka na pierwszy rzut oka!

poniedziałek, 27 stycznia 2025

TERROR. CHIŃSKI RAJ

Tytuł oryginalny: Terror

n.104 - Paradisi cinesi

Wydawca: Ediperiodici

Rok pierwszego wydania: czerwiec 1978

Scenariusz: Anonim

Grafika: Xavier Musquera

Skan wydania holenderskiego:

Charles (VintageComix)

Rekonstrukcja plansz i okładki: Old Man

Czyszczenie plansz i dymków: Grifos

Translacja i opracowanie graficzne: Vallaor

Korekta: Aristejo

Terror powraca – tym razem w wydaniu orientalnym! Wbrew pozorom nie wszystkie historie prezentowane na łamach tej serii rozgrywały się w tak oczywistych lokacjach jak średniowieczny zamek. Na przestrzeni 216 tomików groza przybierała różne oblicza. Oprócz typowych gotyckich klimatów pojawiały się adaptacje klasyki literackiej (Hamlet), mitów (Epos o Gilgameszu, Król Edyp), tudzież biografie historycznych postaci, najczęściej tych o kiepskiej reputacji (Kaligula, Elżbieta Batory). Wszystko rzecz jasna podkręcone pod względem przemocy i erotyki, choć w przypadku wzięcia na warsztat chociażby wyczynów Gillesa de Rais'a trudno cokolwiek podkręcać, trzeba wręcz stosować ogólniki i elipsy, by rzecz mogła się ukazać! Twórcom zdarzyło się również opuszczać Europę na rzecz innych kontynentów. Taką też zamorską podróż zaproponowali w 104. odsłonie.

Nadarzała się ku tej wyprawie sprzyjająca okazja. Xavier Musquera, zdolny hiszpański rysownik na kontrakcie z Edifumetto, specjalizujący się w tematyce historycznej, otrzymał zlecenie na tomik serii Guerra pt. Rewolta bokserów. Można było upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, zatrudniając go do drugiej historii, również rozgrywającej się w skolonizowanych Chinach drugiej połowy XIX wieku. Pomiędzy obydwoma tytułami odszukać można sporo podobieństw, na czele z kolorytem lokalnym oraz centralnymi postaciami kobiecymi. Bohaterki Rewolty i Raju wyglądają jak siostry bliźniaczki, choć pod względem charakteru są całkowitymi przeciwieństwami. Miriam to postać pozytywna, nieświadoma tego, ile cierpienia chińskiej ludności sprowadziło panowanie imperium brytyjskiego, tymczasem Emmeline doskonale wie, jak się sprawy mają, i świadomie staje po stronie oprawców. Dla wymiernych korzyści finansowych i zaspokojenia własnego libido...

Jasnowłosa, piękna i pozbawiona moralnych zahamowań Emmeline ma swój słynny literacki rodowód. Jest nim Klara, główna kobieca postać Ogrodu udręczeń (1899), jednego z najsłynniejszych tekstów literatury fin-de-siecle'u. Octave Mirbeau stworzył modelową wręcz postać sadystki o anielskim wyglądzie, którą poszukiwanie ekstremalnych doznań prowadzi aż do Chin, gdzie lokalne władze wciąż urządzają publiczne egzekucje i tortury. Wraz ze swym partnerem, narratorem powieści, Klara udaje się do tytułowego ogrodu, oferującego możliwość przyglądania się okrutnym spektaklom dokonywanym w majestacie prawa. Widzowie muszą przy tym uważać na mięsożerne rośliny, wyrosłe na krwi udręczonych skazańców. Twórcy fumetti musieli znać dzieło Mirbeau, nie zdecydowali się jednak na bezpośrednią adaptację. Ogród zastąpili szklarnią, a w głównej roli męskiej zamiast dekadenta, zafascynowanego zimnym okrucieństwem partnerki, obsadzili szlachetnego doktora, który z całych sił przeciwstawia się „la belle dame sans merci” i jej nieprawościom. Tym niemniej, nie sposób nie myśleć o Chińskim raju jako wariacji na temat najbardziej perwersyjnej fantazji orientalnej, jaką zna literatura!

CHIŃSKIE LINKI:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

Poza pierwszymi dekadami XX wieku, kiedy rozchwytywali go przedstawiciele Młodej Polski, Ogród udręczeń nie stał się w Polsce tekstem kultowym, ani nawet powszechnie znanym. Samego Mirbeau kojarzy się głównie z Dziennika panny służącej. Ten stan rzeczy próbowało zmienić na początku lat 90. Wydawnictwo Alfa. Choć udało się to połowicznie, dzięki inicjatywie warszawskiej oficyny można dziś łatwo odnaleźć książkę na Allegro i dać się skusić „wyrafinowanemu okrucieństwu chińskich tortur”!

środa, 8 stycznia 2025

ZORDON N°06 - JASKINIOWIEC

Tytuł oryginalny: Zordon

n.06 - L'uomo delle caverne

Wydawca: Ediperiodici

Rok pierwszego wydania: maj 1975

Scenariusz: Ennio Missaglia

Grafika: Bruno Marraffa

Skan wydania włoskiego i francuskiej translacji:

Charles (VintageComix), AtomHic (BDtrash)

Cyfrowa rekonstrukcja: Cyfrowy Baron

Czyszczenie dymków: Grifos

Translacja i opracowanie graficzne: Vallaor

Korekta: Aristejo

Jak niezbicie wynika z okładki, Jane i Zordon podróżują tym razem do samych początków ludzkości. Okazuje się, że osobom z początku XIX wieku trudno ustalić, na jaką epokę mogą te początki przypadać. Pal jednak licho dokładność, kosmitę interesują przede wszystkim kwestie antropologiczne, możliwość podejrzenia człowieka sprzed tysięcy lat w jego naturalnym środowisku. W tym miejscu trzeba wziąć poprawkę na specyfikę serii, skupionej na aspektach najciekawszych dla fumetti per adulti. Nie będzie raczej okazji oglądać jaskiniowców przy typowych codziennych czynnościach, przysłowiowym obieraniu kartofli. Sporo będzie natomiast wydarzeń gwałtownych i krwawych!

Brutalność plansz Zordona musiała szokować odbiorców wychowanych na dotychczasowych wyobrażeniach o życiu prehistorycznych ludzi. Zwłaszcza tych znanych z kina, gdyż w XX wieku to ono władało niepodzielnie masową wyobraźnią. A jaskiniowcami interesowało się od samych swoich początków, gdy masową wyobraźnię rozbudzały najnowsze odkrycia archeologiczne. Najważniejszym tego pierwszego okresu reprezentantem jest Man’s Genesis, krótkometrażówka Davida Warka Griffitha z 1912 roku. Perypetie człowieka pierwotnego, któremu dzięki wynalezieniu maczugi udaje się wygrać z silniejszym rywalem, mogą dzisiaj bawić charakterystyczną dla kina niemego, wyrazistą ekspresją aktorską. Kto jednak zaręczy, że człowiek pierwotny, nie władając jeszcze biegle słowem mówionym, nie porozumiewał się za pomocą równie ostentacyjnych grymasów, póz i gestów?

Jaskiniowcy na dobre zadomowili się w kinie od lat 40., stając się bohaterami kina przygodowego na wzór Tarzana. Filmy z ich udziałem miały przede wszystkim nieść rozrywkę i zdumiewać najnowszymi osiągnięciami w dziedzinie efektów specjalnych. Nic więc dziwnego, że wbrew ustaleniom naukowym nieodłącznym elementem świata przedstawionego stały się wykreowane za pomocą techniki stop-motion dinozaury, a w finale następował jakiś widowiskowy kataklizm, z którego jednak sam protagonista i jego towarzyszka uchodzili bez szwanku. Prehistoryczne dziewczyny, o nienagannych figurach modelek, nienagannie umalowane i uczesane, były zresztą atrakcją nie mniejszą niż dinozaury! Najsłynniejszy obraz z tego okresu, Milion lat przed naszą erą (1966), zawdzięcza swój kultowy status w głównej mierze fascynującej Raquel Welch w sugestywnym „jaskiniowym” bikini.

W następnych dekadach kino podjęło próbę bardziej realistycznego przedstawienia początków naszego gatunku. Niekwestionowanym przełomem okazała się Walka o ogień, epicki spektakl Jean-Jacques’a Annauda z 1981 roku, odrzucający popkulturowe uproszczenia na rzecz historycznej rzetelności. Sposób funkcjonowania pierwotnych społeczności realizatorzy konsultowali z antropologami, a prymitywną mowę ludzi pierwotnych opracował angielski pisarz i językoznawca Anthony Burgess. Z oczywistych względów zabrakło tym razem dinozaurów, za to pod dostatkiem było dramatycznych, trzymających w napięciu perypetii, czyniących film nieodparcie atrakcyjnym również dla widzów przedkładających dynamiczną akcję nad lekcję prehistorii. Powód do radości mieli także miłośnicy komiksu – plakat do filmu stworzył w swoim charakterystycznym stylu sam Phillipe Druillet!

Wydany sześć lat wcześniej szósty tomik Zordona wydaje się prekursorem tego werystycznego, a właściwie naturalistycznego sposobu prezentacji prehistorii, którego Walka o ogień jest zarazem pionierem, jak też najdoskonalszym reprezentantem. Późniejsze produkcje o zbliżonej tematyce w przeważającej mierze postawiły na tonację komediową, biorąc najwyraźniej przykład z animowanych Flinstonów, a te nieliczne realizowane „na serio” nigdy nie dorównały autentycznością wizji Annauda i spółki. Choćby dlatego, że stosowane nagminnie CGI nasuwa nieodparte skojarzenia z grą komputerową, niwelując wrażenie realizmu. Ponadto wysokobudżetowe kino zanadto obawia się klasyfikacji pod wyższą kategorią wiekową, by ukazać to, co w Walce o ogień, a wcześniej w Zordonie, stanowiło jeden z podstawowych impulsów człowieka pierwotnego – jego nieokiełznaną seksualność. Cokolwiek by o jaskiniowcach nie powiedzieć, w sprawach damsko-męskich nie byli jeszcze dżentelmenami i bez uznania tego faktu trudno mówić o ich autentycznym portretowaniu!

JASKINIOWE LINKI:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

Należy na sam koniec wspomnieć absolutnie wyjątkową 2001: Odyseję kosmiczną Stanleya Kubricka, z prologiem rozgrywającym się u zarania ludzkości. Dzięki kontaktowi z tajemniczym czarnym monolitem (Władcą Stworzycielem Światów?) małpoludy uczą się posługiwać kością jako prymitywną bronią. O natrafieniu na tak przełomowy moment w historii Jane i Zordon mogą tylko pomarzyć!

poniedziałek, 30 grudnia 2024

PODSUMOWANIE 2024!

Nowy Rok za pasem, najwyższy czas rzucić okiem wstecz, na ostatnie 12 miesięcy! Częstotliwość publikacji zależna była od zbyt wielu zewnętrznych czynników, by zachować bezwzględną regularność, lecz mimo wszystko udało się w równych mniej więcej odstępach czasu zaprezentować sporo ciekawego materiału. Niemała w tym zasługa stałych i okazjonalnych współpracowników, dzięki którym poszczególne plansze prezentują się często o niebo lepiej niż w oryginalnych skanach, zaś przekłady zawierają znacznie mniejszą ilość błędów i niezręczności niż dawniej, gdy za korektę tekstu odpowiadał wyłącznie niżej podpisany tłumacz. Zatem jeśli nie ilość, to na pewno jakość udostępnianych materiałów uległa poprawie!

Najistotniejszą nowością w tym roku okazał się start nowej regularnej serii, różniącej się profilem od dwóch dotychczasowych. O ile Lucifera i Zora Wampirzyca odwołują się do sztafażu horroru gotyckiego, Zordon ma u swych podstaw fantastykę naukową, unikając jak ognia motywów nadprzyrodzonych. Nie wyklucza to niezwykłości, którą gwarantuje idea podróży w czasie, pozwalająca też na częstą zmianę lokacji i konfrontowanie bohaterów z nowymi zagrożeniami. Również oni sami potrafią zaskoczyć. Przedstawiciel obcej cywilizacji, któremu obce są ludzkie emocje, oraz purytańska Amerykanka, w której jednak od emocji aż się gotuje - mentalna symbioza odmieni obydwoje nie do poznania! Ich wewnętrzna (a w przypadku Zordona także zewnętrzna) przemiana jest równie ciekawa, co uskuteczniane za sprawą wehikułu czasu skoki w najdalsze historyczne epoki. Po pięciu odsłonach seria dopiero się rozkręca, trudno więc stwierdzić, na ile przypadła do gustu polskim czytelnikom. Komentarze mile widziane!

Sześć razy zagościła na blogu seria Lucifera, wychodząc tym samym na prowadzenie! Na początku roku diablica tkwiła jeszcze po uszy w awanturze ze Świętym Graalem, poszukując go aż za Słupami Herkulesa. W konsekwencji dopłynęła do nieznanego w Europie kontynentu na setki lat przed Krzysztofem Kolumbem i Amerigo Vespuccim, ale już po Wikingach, którym uwidziało się ukryć tam Graala. Za sprawą naszej kruczoczarnej awanturnicy słynna relikwia trafiła ostatecznie do papieża Urbana II, przyprawiając go o szaleństwo... po czym słuch po niej zaginął. Niewykluczone, że ten potencjalnie śmiercionośny kielich umieszczony został dla bezpieczeństwa w najciemniejszych lochach Watykanu! Zaś sama Lucifera powróciła do Rosen, by stać się jednym z najaktywniejszych uczestników perfidnej politycznej intrygi, mającej na celu zastąpienie władcy szlachetnego i sprawiedliwego złym i okrutnym tyranem. Wiadomo już, że zabiegi diablicy przyniosły zamierzony skutek, lecz to dopiero pierwszy akt dłuższej opowieści, w której nie zabraknie gwałtownych zwrotów akcji, haniebnych zdrad i zaskakujących sojuszy. Nic, tylko śledzić z zapartym tchem!

O ile Lucifera zadomowiła się na dobre na ziemiach niemieckich, Zora Pabst nie potrafi zagrzać nigdzie miejsca, chociaż powoli zaczyna odczuwać zmęczenie wieczną tułaczką, a w jej ślicznej główce pojawia się marzenie o statecznym i zamożnym życiu. Być może uda się jej osiąść na dłużej w Barcelonie, o ile swoim zwyczajem nie uwikła się w jakąś kabałę. A będzie ku temu okazja, udział w seansie spirytystycznym prowadzonym przez autentyczne medium grozi demaskacją jej wampirzej natury! Przezorność zdecydowanie nie jest jedną z cnót Zory, co jednak rekompensuje innymi przymiotami. Dzięki swej brawurze i seksapilowi wychodzi cało z kolejnych perypetii – nawet jeśli w konsekwencji musi szybko dawać nogi za pas. W pięciu ostatnich epizodach gościła zarówno w Rzymie, jak i Wenecji, odbyła też nieplanowaną podróż do Konstantynopola jako turecka branka. Wątpliwe natomiast, czy kiedykolwiek z własnej woli uda się na Haiti, gdzie nie dość, że panuje kolonialny wyzysk, to jeszcze grasują zombi. Kto jednak wie, czy w Hiszpanii nie czeka na nią coś jeszcze paskudniejszego? W tym roku dziarska wampirzyca dała się wyprzedzić obrotnej diablicy co do ilości przełożonych na język polski tomików, lecz w przyszłym ma szansę ją zdetronizować!

Czarcie one-shoty, czyli wybrane epizody innych serii fumetti, zdominowały tym razem figury rodem z kryminału, od tajnego agenta FBI o pseudonimie Genius, aż po nowojorskiego gangstera Johna „Baby” Lupano. Pomiędzy tymi dwoma skrajnościami znalazł się Wallestein, postrach bandziorów, wymierzający jednak sprawiedliwość na własną rękę, bez przebierania w środkach. Wszystkich tych męskich bohaterów cechowała brutalna bezwzględność, charakterystyczna dla pulpowej literatury noir, u której twórcy fumetti są zadłużeni. Przeciwwagą dla ociekających testosteronem protagonistów była subtelna Yvette, francuska księżna z czasów Rewolucji Francuskiej, wikłająca się w iście kosmiczną kabałę. Asteroida przeklętych/Kosmiczne więzienie to wyjątkowy przypadek zaprezentowania tej samej historii w dwóch odsłonach (soft i hard). Zdecydowanie jednorazowy! Znacznie bardziej ekonomicznym i mniej pracochłonnym rozwiązaniem jest publikacja jednej, optymalnej wersji, ewentualnie wzbogaconej o bonus pod postacią alternatywnych plansz.

Jakie samodzielne historie zagoszczą na blogu w najbliższych miesiącach? Nie zdradzając zbyt wiele, można spodziewać się nowej odsłony Terroru, w której pojawią się krwiożercze motywy kolonialne, jak też kolejnej konfrontacji atrakcyjnej ziemskiej dziewczyny z dziwaczną pozaziemską cywilizacją na łamach Storie Blu. Nieuchronny wydaje się też ostateczny powrót motywów czysto gotyckich, zanadto kuszą oniryczne Zaświaty (Aldilà) i makabryczne Życie Pozagrobowe (Oltretomba)! Jednego można się spodziewać po wszystkich prezentowanych tutaj tytułach: nagiej, bezwstydnej prawdy o nieposkromionej cielesności. Jak mało które medium, kieszonkowe fumetti poświadczają, że obdarzona lubieżnym apetytem natura zawsze znajdzie sposób, by dopiąć swego!

niedziela, 15 grudnia 2024

MAFIA. OJCIEC CHRZESTNY NIE ŻYJE

Tytuł oryginalny: Mafia

n.01 - Il Don è morto

Wydawca: Edifumetto

Rok pierwszego wydania: lipiec 1979

Scenariusz: Renzo Barbieri

Grafika: Franco Verola

Skan oryginalnego wydania: PJP (VintageComix)

Cyfrowa rekonstrukcja plansz i okładki: Old Man

Czyszczenie dymków: Grifos

Translacja, czyszczenie plansz, wklejanie dymków: Vallaor

Korekta: Aristejo

I oto kolejny czarci kryminał! Kilka ostatnich prezentowanych one-shotów (a mówiąc precyzyjniej, reprezentatywnych tomików wybranych serii) miało zdecydowanie sensacyjny charakter, kontrastujący z gotycyzmem stale powracających tytułów. W istocie kieszonkowe wydawnictwa dla dorosłych cechowała sporo różnorodność, a jedynym wspólnym mianownikiem był nacisk na erotykę. Tym niemniej największą popularnością cieszyły się horrory i kryminały. Fenomen formatu kieszonkowego rozpoczął się od przygód Diabolika, a utrwalił za sprawą jego licznych następców, będących z początku mniej lub bardziej wiernymi kopiami (Kriminal, Killing), a później coraz bardziej samodzielnymi bytami (jak znany już nam Genius – wyglądem imitujący Diabolika, ale stający po stronie wymiaru sprawiedliwości). Centralna postać serii Mafia jest kolejnym etapem ewolucji antybohatera fumetti neri w stronę realizmu. Ten protagonista nie potrzebuje już maskującego kostiumu czy budzącego respekt pseudonimu. Wręcz przeciwnie, nigdy nie zasłania przystojnego oblicza, a jego ksywka ma ironicznie pieszczotliwy charakter.

John „Baby” Lupano to postać, która w klasycznym komiksie amerykańskim mogłaby pełnić rolę wyłącznie czarnego charakteru. Gangster, który odziedziczywszy mafijny tron po tragicznie zmarłym bracie, przemienia się w bezwzględnego bossa, kierującego żelazną ręką przestępczym imperium i stawiającego czoła licznym zagrożeniom, takim jak rywalizujące gangi, dwulicowi politycy czy terroryści. Sympatię czytelników zaskarbia sobie urodą twardzielskiego amanta oraz przestępczym kodem honorowym, lojalnością wobec przyjaciół, jak również szaleńczą odwagą. Czasami tylko na manowce sprowadza go nadto krewki temperament (jak w finale prezentowanej tu historii). Warto zarazem zaznaczyć, że ów nieugięty kodeks nie wyklucza użycia przemocy wobec kobiet, zwłaszcza tych podstępnych i zdradzieckich. Pod tym względem seria jest nieodrodną spadkobierczynią literatury noir, podchodzącej do relacji damsko-męskich bez jakichkolwiek sentymentów.

Powieści sensacyjne wydają się zresztą najistotniejszym punktem odniesienia dla tej serii. Twórcy stawiają na tematy z pierwszych stron gazet, mocno stąpające po ziemi, osadzone w realiach nowoczesnej metropolii, gdzie przestępcze aktywności łączą się z polityką. „Baby” Lupano ma wiele wspólnego z Michaelem Corleone, podejmującym się zarządzania wielkim mafijnym biznesem i przyswajającym bezwzględne reguły gry. Nie bez powodu – Ojciec chrzestny pokazał, że gangsterów niekoniecznie trzeba kontrastować z bohaterami tzw. pozytywnymi, wystarczy dobrze umotywować postaci, które dotychczas pełniły funkcję antagonistów. Powieść Mario Puzo zawierała ponadto sporą dawkę erotyzmu, której zabrakło w adaptacji filmowej, starającej się zminimalizować pulpowe elementy obecne w pierwowzorze. Seria Renzo Barniego i Franka Veroli jawi się jako rewers metody Coppoli, pławiąc się w iście brukowych atrakcjach!

MAFIJNE LINKI:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

Za stylowe okładki Mafii odpowiada niezrównany Emanuele Taglietti, obsługujący niejedną serię ze stajni Edifumetto. W okresie największego boomu na fumetti potrafił tworzyć dziesięć okładek miesięcznie! Na koncie ma ich ponad 500 i bez wątpienia można założyć, że serie takie jak Zora, Sukia czy Wallestein w dużej mierze zawdzięczały swoją popularność jego mistrzowskim kolażom seksu i przemocy. Każdy tytuł miał swoje okładkowe niezbędniki, w przypadku Mafii niewątpliwie był to wąsaty przystojniak dzierżący w ręku pistolet, karabin, bądź... brzytwę!

sobota, 30 listopada 2024

LUCIFERA N°24 - BIADA DOBRYM!

Tytuł oryginalny: Lucifera

n.24 - Guai ai buoni!

Wydawca: Ediperiodici

Rok pierwszego wydania: wrzesień 1973

Scenariusz: Giorgio Cavedon

Grafika: Tito Marchioro

Skan edycji włoskiej:

Charles (VintageComix)

Rekonstrukcja plansz i okładki: Cyfrowy Baron

Translacja i opracowanie graficzne: Vallaor

Korekta: Aristejo

Gdzie diabeł nie może, tam biskupa pośle! Zdradzając co nieco fabułę tomiku, do ostatecznego upadku Rosen i zwycięstwa sił Zła najbardziej przyczyni się lokalny dostojnik kościelny. Najpierw przez swoją gorliwość w posyłaniu ludzi na stos (praktyka, którą niechybnie podpatrzył u nieświętej pamięci Wielkiego Inkwizytora), a następnie przez oportunizm, skutkujący przedłożeniem interesu własnego nad dobro ogółu. Całkiem możliwe zresztą, że mając na względzie wyłącznie samego siebie, zachował się zgodnie z wytycznymi Kościoła, nakazującego w pierwszym rzędzie troszczyć się o swoich reprezentantów. W końcu namiestnicy państwowi się zmieniają i nie tak rzadko tych szlachetnych zastępują tyrani, lecz dopóki między władzą świecką a duchową istnieje porozumienie, z punktu widzenia Watykanu wszystko jest w porządku.

Nawet przy wymagającym maksimum dobrej woli założeniu, że kościelni dostojnicy na ogół starają się nie szkodzić organizmowi państwowemu, w ramach którego funkcjonują, nie ulega wątpliwości, że kultura masowa oceniła ich dość jasno, utrwalając topos złego hierarchy - przede wszystkim w randze biskupa. Podczas gdy złowieszczy kardynał to prawie zawsze Richelieu, niegodnych zaufania biskupów jest całe mrowie w kinie, literaturze, a jak widać także w komiksie. Cechuje ich obłuda, interesowność, pazerność, jak też stała gotowość do zdrady i trzymania strony najsilniejszego. Wszystkie te przymioty składają się bardziej na obraz polityka niż przewodnika duchowego, dlatego też często kontrastowani są ze zwykłymi księżmi, mającymi większy kontakt z lokalną społecznością, znającymi jej troski i potrzeby. Wydaje się, że im wyżej w hierarchii, tym dalej od samych wiernych i pierwotnych założeń religijnej wspólnoty. Jak to jest z kardynałami oraz samym papieżem - aż strach pomyśleć!

Jeden papież już się zresztą w Luciferze pojawił. Był nim sam Urban II, postać kontrowersyjna ze względu na wzniecenie krucjat, lecz na kartach komiksu przedstawiony jako osoba moralnie nieskazitelna, którą tylko trucizna dodana do wina mszalnego mogła sprowadzić z drogi świętości. Pomimo wyraźnego dystansu do przedstawicieli Kościoła, seria nie podważa podstawy funkcjonowania tej instytucji. W końcu w fabule pierwsze skrzypce gra autentyczna diablica, a kwestie zbawienia i potępienia rozważane są całkowicie na poważnie. Teoretycznie nie jest wykluczone pojawienie się tutaj jakiegoś przyzwoitego duchownego. Jedno jest pewne - w żadnym razie nie może to być biskup. W taką anomalię nikt by nie uwierzył!

BISKUPIE LINKI:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

Tak oto prezentuje się figura Biskupa na szachownicy Lego. Jak widać, jego czarna natura była dla projektantów oczywistością. Równie jednoznacznym synonimem zła nie jest obecnie już nawet Joker, choć tutaj winić trzeba głównie Todda Phillipsa z jego "humanistyczną" interpretacją postaci. Spróbowałby tylko tego z jakimś biskupem!