środa, 13 listopada 2024

WALLESTEIN. NAGA DLA POTWORA

Tytuł oryginalny: Wallestein il mostro

Anno I N.09 - Nuda per il mostro

Wydawca: Edizioni Segi

Rok pierwszego wydania: grudzień 1972

Scenariusz: Renzo Barbieri

Grafika: Mario Cubbino

Skan wydania włoskiego:

PJP (VintageComix)

Translacja i wstawianie tekstu: Vallaor

Korekta: Aristejo

Czyszczenie plansz i dymków: Komixpmi

Rekonstrukcja cyfrowa okładki: Cyfrowy Baron

Nie trzeba było długo czekać na kolejne pojawienie się Jimmy'ego Wallesteina! Przyczyna tak rychłego powrotu wynikła ze specyfiki poprzedniego tomiku, który przedstawił charyzmatycznego łotra, tytułowego Skorpiona, nie uśmiercając go w finale, co pozostawiło apetyt na więcej. Tym razem mamy do czynienia z nieco późniejszym starciem Wallesteina z królem przestępczego półświatka, zbyt sprytnym, aby samemu próbować stawiać czoła nadludzkiej sile potwora. Zamiast posyłać na pewną śmierć kolejnych podwładnych, zleca szemranemu profesorowi zbadanie struktury molekularnej Wallesteina w celu opracowania skutecznej metody jego unicestwienia. Do pobrania próbki wyznaczona zostaje piękna dziewczyna, której zmysłowości nie zdoła się oprzeć żaden mężczyzna, nawet tak zadeklarowany monogamista jak hrabia Jimmy. Zwłaszcza, gdy stanie przed nim naga...

Wrażliwość na wdzięk słodkiej femme fatale czyni bohatera bardziej ludzkim, oczywiście do czasu, gdyż nie w jego stylu jest odpuszczanie win i dawanie drugiej szansy łotrom, nawet tym bardzo atrakcyjnym. Bezwzględność Wallesteina w wymierzaniu kary stanowi jego cechę charakterystyczną od samego początku. Zarazem ten profil mściciela, który z wyraźnie sadystyczną przyjemnością odpłaca zbirom pięknym za nadobne, ocieplają relacje z trójką kobiet. Nie da się ukryć, że bez ich wsparcia jego walka z przestępczością nie byłaby tak efektowna, a zaskarbienie sobie sympatii czytelników znacznie trudniejsze.

W elitarnym gronie dopuszczonych do sekretu podwójnej tożsamości hrabiego najważniejsza jest Sara Orloff. Z olśniewającą arystokratką o rosyjskich korzeniach (w Zbrodniczym sobowtórze tańczy przed ukochanym w kozackim stroju!) łączy go prawdziwa miłość, której wymiar fizyczny celebrowany jest praktycznie w każdym epizodzie. Nadmieńmy, że w celu zapewnienia ukochanej komfortu Wallestein korzysta w alkowie z imitującego skórę jedwabnego kostiumu, co czyni sceny łóżkowe znacznie bardziej apetycznymi. Ciepłym uczuciem, choć zdecydowanie synowskim, obdarza Jimmy Olympię Moor, sympatyczną staruszkę z detektywistyczną żyłką i zaskakującą wiedzą o środowisku przestępczym. Jej bezbłędna orientacja i precyzyjne informacje zaoszczędzają Wallesteinowi mnóstwo czasu, umożliwiając błyskawiczne przystąpienie do działania.

Najbardziej zaskakująca relacja łączy go z Alicją Wolf, genialną lekarką działającą poza prawem. Pomimo tego, że zdarza jej się przyjmować w swoim gabinecie pokiereszowanych kryminalistów, Wallestein otacza ją opieką, chyba nie tylko dlatego, że sam korzysta z jej usług. Akceptuje też bez mrugnięcia okiem lesbijskie skłonności Alicji, co czyni go znacznie mniej homofobicznym niż większość ówczesnych protagonistów fumetti. Sara, Olympia i Alicja wydobywają z Wallesteina to, co najlepsze, udowadniając tym samym, że za każdym wielkim potworem powinny stać mądre kobiety!

LIENS FÉMININS:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

Luca Mencaroni w ilustrowanym przewodniku Immaginario sexy wskazuje na pierwowzór Olympii Moor. Miała nim być Margaret Rutheford, znakomita aktorka brytyjska, która zaskarbiła sobie miłość widzów serią filmów o rezolutnej detektyw Miss Marple. Jak by nie było, ze starszymi paniami nie ma żartów!

poniedziałek, 28 października 2024

ZORA WAMPIRZYCA N°25 - WUDU

Tytuł oryginalny: Zora la Vampira

Serie II n.21 - Wudu

Wydawca: Edifumetto

Rok pierwszego wydania: 30 listopad 1973

Scenariusz: Renzo Barbieri, Giuseppe Pederiali

Grafika: Birago Balzano

Skan edycji włoskiej:

Mal32 & Aquila della Notte (VintageComix)

Cyfrowa korekta okładki: Cyfrowy Baron

Translacja i opracowanie graficzne: Vallaor

Korekta: Aristejo

Ciąg dalszy historii, jakiej nie było dane poznać francuskim czytelnikom! Nie tylko dowiadujemy się o dalszych losach Marlona na Haiti, ale też trafiamy do Grecji, gdzie pod wrażeniem bogactwa lokalnego księcia Zora po raz pierwszy zaczyna przemyśliwać o małżeństwie z rozsądku, licząc na szybką poprawę statusu materialnego. Jej interesowność może być ciosem dla wszystkich, którzy dopatrywali się w bohaterce cech romantycznych i liczyli, że stanie na ślubnym kobiercu wyłącznie z mężczyzną swych marzeń, na przykład z Markiem Finneyem, jeśli ten kiedykolwiek się odnajdzie... Tymczasem Zora nie zamierza czekać na czułe drgania serca! Jest namiętna, a zarazem wygodna i nic nie cieszy jej tak, jak życie w zbytku. Na dodatek musiał zadziałać zły przykład przyjaciółki, stającej się z wyrachowania mężatką, a następnie wdową. Po co męczyć się całe życie z małżonkiem, gdy można się go pozbyć i zgarnąć jego fortunę? Co prawda Frau Murder wzięła się do sprawy niefachowo i trzeba ją było ratować przed stryczkiem, ale początki zawsze są trudne, wprawa przychodzi z praktyką!

Nawet przy uwzględnieniu realiów XIX wieku, gdzie najczęściej wstępowano w związek małżeński ze względu na korzyści majątkowe, postępowanie Zory, z góry szykującej partnerowi zgon, trudno obronić pod względem moralnym. Można co najwyżej próbować ją usprawiedliwiać, wskazując na liczne ciężkie przeżycia i bezustanną tułaczkę, która zrodziła potrzebę stabilizacji za wszelką cenę. Jak to zresztą często w serii bywa, los płata Zorze figla, niwecząc jej plany i zmuszając do spontanicznego działania. Można wręcz dojść do wniosku, iż piętrzące się przed nią perypetie są karą za niecne zamiary, a przynajmniej za zbyt niefrasobliwe podejście do sygnałów ostrzegawczych, jakie otrzymywała od samego początku znajomości z księciem. Nawet w przypadku związku na krótką metę niewłaściwy dobór partnera może okazać się fatalny!

Bez względu na ocenę postepowania Zory, jest wielce wątpliwe, by właśnie ono zadecydowało o pozbyciu się całego epizodu z edycji Elvifrance. Dlaczego zatem usunięty został zarówno Marlon na Haiti, jak też książę Costantino w Grecji? Stosunkowo łatwiej jest wysnuć hipotezy w przypadku tego pierwszego. To jeden z pierwszych w tej serii przypadków opowieści w opowieści, w której Zora jest tylko słuchaczką. Narracja ma rzecz jasna jakieś przełożenie na aktualną sytuację, lecz jest zbyt rozbudowana, by chodziło wyłącznie o kwestie praktyczne. Scenarzysta najwyraźniej lubi snuć różne historie, nie zawsze troszcząc się o uwzględnienie w nich wampirzycy. Czyżby nie było to w smak francuskim wydawcom, którzy akurat nie gustowali w powieści szkatułkowej? Podejrzewam raczej, że poszło o to, co w haitańskim wątku spotyka żeńskie postacie, z których przynajmniej jedna jest nieletnia. Nawet w przypadku komiksu dla dorosłych pewne wątki pozostają tabu, nawet nad liberalną Sekwaną! Trudniej zrozumieć, czemu wycięto grecką przygodę wampirzycy. Być może pewne rozwiązanie fabularne, dotyczące zmarłych żon księcia, uznane zostało za zbyt podobne do tego z tomiku piątego, pamiętnej Kanibalki? Innych przyczyn pominięcia nie widzę... Chyba że istotnie komuś nie spodobały się wyrachowane plany matrymonialne Zory!

HAITAŃSKO-GRECKIE LINKI:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

Zaskakujące, że opowieść Marlona nie okazała się wstępem do wycieczki wampirzyc na Haiti! A przecież legenda wudu została tutaj zaledwie liźnięta. Pozostaje mieć nadzieję, że Zora i Frau odwiedzą jeszcze kiedyś to miejsce. Baron Samedi i nakłuwane laleczki czekają!

wtorek, 15 października 2024

LUCIFERA N°23 - ZŁO DO ATAKU!

Tytuł oryginalny: Lucifera

n.23 - Il male alla riscossa

Wydawca: Ediperiodici

Rok pierwszego wydania: sierpień 1973

Scenariusz: Giorgio Cavedon

Grafika: Tito Marchioro

Skan edycji włoskiej:

Charles (VintageComix)

Opracowanie okładki: Cyfrowy Baron

Translacja i opracowanie graficzne: Vallaor

Korekta: Aristejo

Wykrzyknik w tytule nie pozostawia złudzeń: siły zła są w natarciu, nabierają rozpędu i nie wiadomo, czy ktokolwiek zdoła powstrzymać ich impet! Zwłaszcza gdy za emisariusza mają tak podłe i okrutne indywiduum jak hrabia Otulfo, który dał się już poznać jako żądny władzy bratobójca. Była to zaledwie zbrodnia na rozgrzewkę! Do występków jeszcze paskudniejszych, czynionych na znacznie szerszą skalę, popchnie go Lucifera. Jako wytrawna kusicielka potrafi przywieść do grzechu nawet świętego, a co dopiero takiego moralnego zgniłka, którego trzeba wyłącznie ośmielić, by przezwyciężył wrodzone tchórzostwo i poszedł na całość, rozpętując wojnę totalną. W tym celu Otulfo dobiera sobie idealnego podwładnego, muskularnego garbusa Arna, gotowego podpalić cały świat w charakterze odwetu za liczne upokorzenia.

Zły władca i jego okrutny siepacz to modelowa wręcz para złoczyńców, przypominająca chociażby Szeryfa z Nottingham i Sir Guya z Gisbourne (skojarzenia tego typu staną się jeszcze mocniejsze w kolejnych odsłonach). Odwołując się do archetypów w kreowaniu postaci i świata przedstawionego, Lucifera potwierdza przynależność do klasycznych narracji, sprzed ery postmodernistycznego wywracania znaczeń. Jest baśnią mroczną, okrutną i przewrotną, podkreślając niemożność pełnego triumfu dobra ze względu na wpisane w naturę ludzką zło. Nie ma w niej natomiast próby reinterpretacji utrwalonych przez tradycję figur do tego stopnia, by straciły swoje pierwotne znaczenie, co wydaje się dominującym aktualnym trendem.

Na pozór seria mająca za protagonistkę autentyczną diablicę powinna być duchowo pokrewna chociażby filmowemu dyptykowi Maleficent, są to jednak diametralnie różne strategie twórcze. Studio Disneya, usilnie starające się podążać z duchem czasu, od lat modyfikuje charakterystykę swoich czarnych charakterów, zmieniając zatwardziałych złoczyńców w figury niejednoznaczne i niezrozumiałe, domagające się nie kary, lecz współczucia i akceptacji. Na nic nazewnictwo, które według zdrowego rozsądku powinno określać ich charakter – Diabolina okazuje się nieco temperamentną, lecz kochającą ciocią, Cruella De Mon ekscentryczną projektantką mody o ciepłym serduszku, a Królowa Śniegu rozśpiewaną nastolatką, odkrywającą w sobie Wielką Moc. Nie szkodzi, że to usprawiedliwianie, wybielanie i uniewinnianie dotyczy przede wszystkim postaci kobiecych. Przy takim trendzie zabraknie wkrótce w tekstach kultury prawdziwych łotrzyc i łotrów, których kochamy nienawidzić, imponujących swoim brakiem skruchy i absolutną bezwzględnością. Takich gagatków pozostanie szukać w dziełach z minionych dekad, gdzie zło miało czelność świecić pełnym, złowieszczym blaskiem!

OFENSYWNE LINKI:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

Aby nie poprzestawać na biadoleniu: nie sposób ukryć, że drugie popkulturowe życie Diaboliny dodało jej seksapilu, czyniąc wdzięcznym obiektem cosplayu!

niedziela, 6 października 2024

ZORDON N°05 - DZIEWICA Z PRZYSZŁOŚCI

Tytuł oryginalny: Zordon

n.05 - La vergine del futuro

Wydawca: Ediperiodici

Rok pierwszego wydania: kwiecień 1975

Scenariusz: Ennio Missaglia

Grafika: Bruno Marraffa

Skan wydania włoskiego: Charles (VintageComix)

Opracowanie francuskiej translacji: AtomHic (BDtrash)

Cyfrowa rekonstrukcja: Old Man

Rekonstrukcja okładki: Cyfrowy Baron

Translacja i opracowanie graficzne: Vallaor

Korekta: Aristejo

Ostrzeżenie dla potencjalnych odbiorców, którzy lubią zaczynać lekturę komiksowej serii "in medias res", kiedy już się na dobre rozkręciła, a później ewentualnie powracać do jej początków. Strategia ta jest korzystna w przypadku takich klasycznych tytułów frankofońskich, takich jak Tintin, Alix czy Bob Morane, pozwalając na poznanie ich z najlepszej strony i uniknięcie rozczarowania zbyt archaiczną kreską czy narracją. Zordon jednakże należy do innego typu opowieści obrazkowych, w którym istotną rolę pełni chronologia wypadków. Widać to bardzo wyraźnie w tomiku piątym, skupionym na konsekwencjach tego, co wydarzyło się wcześniej, jak też przedstawieniu postaci, które odegrają ważną rolę w kolejnych epizodach. Przede wszystkim tytułowej dziewczyny o parapsychicznych mocach!

Jesteśmy pomiędzy jedną a drugą wyprawą w przeszłość, wehikuł czasu ładuje baterie, lecz o wytchnieniu nie ma mowy: szlachetne intencje Jane prowadzą ją prosto do zakładu psychiatrycznego! Jak wielce dramatyczne, a wręcz beznadziejne jest to położenie, unaocznia nawet pobieżna wiedza o sposobie funkcjonowania takich placówek u progu XIX wieku. Leczenie pacjentek opierało się wówczas na bardzo ograniczonej wiedzy medycznej i błędnych przekonaniach odnośnie ich konstrukcji psychicznej. Uznając, że wszelkie zaburzenia mają związek z kobiecą biologią i hormonami, klasyfikowano je hurtem jako przejawy histerii i leczono za pomocą zabiegów, które obecnie uznaje się raczej za tortury. Izolacja, przymusowe kąpiele w lodowatej bądź gorącej wodzie czy szprycowanie narkotykami z laudanum były na porządku dziennym, a w poważniejszych przypadkach stosowano metody bardziej dosadne, z elektrowstrząsami na czele.

Już samo wysłanie panny Marlowe do wariatkowa w trybie ekspresowym, bez uprzedniej konsultacji z lekarzem, może wydać się nam przekroczeniem uprawnień. Tymczasem dowolna kobieta mogła tam trafić z tak błahych powodów, jak nieposłuszeństwo wobec męża czy „niemoralny” sposób bycia. Do skazania kobiety wystarczył donos, nie miała przy tym żadnej instancji, która broniłaby ją przed niesłusznymi zarzutami, jak też żadnego sposobu udowodnienia swojej poczytalności. Gdy tylko trafiały pod klucz, zaczynała się kuracja, z której nawet osoby o końskim zdrowiu nie miały prawa wyjść bez szwanku. „Ty, która tu wchodzisz, porzuć wszelką nadzieję” – dantejskie motto mogłoby widnieć na każdym ówczesnym azylu dla nerwowo chorych niewiast. Trudno więc dziwić się bohaterce, gotowej na wszystko, aby wyrwać się z tego miejsca. Nawet jeśli miałoby to oznaczać pomoc Zordonowi w podboju planety Ziemia…

AZYLOWE LINKI:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

Podobnie jak Lucifera, seria Missagli i Maraffy doczekała się edycji portugalskiej w większym, zeszytowym formacie, lecz z pomniejszonymi kadrami i zredukowaną liczbą plansz. Wkładem własnym wydawnictwa były oryginalne okładki, miłe dla oka i całkiem trafnie punktujące mocne punkty danego epizodu. Dla niektórych mogą okazać się bardziej atrakcyjne od oryginalnych!

poniedziałek, 16 września 2024

WALLESTEIN. SKORPION

Tytuł oryginalny: Wallestein il mostro

Anno I N.03 - Skorpion

Wydawca: Edizioni Segi

Rok pierwszego wydania: czerwiec 1972

Scenariusz: Renzo Barbieri

Grafika: Mario Cubbino

Skan wydania holenderskiego:

Charles (VintageComix)

Rekonstrukcja cyfrowa okładki: Cyfrowy Baron

Czyszczenie dymków: Grifos

Translacja i opracowanie graficzne: Vallaor

Korekta: Aristejo

Powrót Wallesteina, znanego w Polsce z jednego opublikowanego oficjalnie epizodu (Zbrodniczy sobowtór, Lettrex, 1992) oraz jednej translacji cyfrowej (Morderca uderza cztery razy, Czarcie Kieszonkowce, 2022). Dwa tomiki, między którymi rozciąga się dystans trzydziestu lat. Na trzeci nie trzeba było tak długo czekać, pojawia się zaledwie dwa lata po Mordercy… Zresztą niewykluczone, że na tym nie koniec, a to za sprawą tytułowego Skorpiona, być może najtrudniejszego przeciwnika, z jakim miał do czynienia bagienny mściciel. Dla tego jadowitego pajęczaka jeden epizod to zdecydowanie za mało!

Antagonista, z którym Wallestein musi się liczyć, jest ewenementem na tle barwnej, ale wymiennej galerii złoczyńców, których na końcu epizodu spotyka przykładna i ostateczna kara. Szef przestępczej organizacji, rozciągającej swe macki na całą Anglię, ma w sobie coś z Ala Capone i doktora Mabuse. Trudno powiedzieć, na ile dorównuje tym geniuszom zbrodni i jak mocno da się jeszcze Wallesteinowi we znaki. Czasami niewiele potrzeba, by zostać nemezis bohatera, jak w przypadku profesora Moriarty’ego, któremu wystarczyło jedno opowiadanie, by na zawsze zapisać się w pamięci czytelników. Wątpliwe, że twórcy komiksu mierzyli ze swoim Skorpionem tak wysoko, tym niemniej zdawali sobie sprawę, że wprowadzenie kryminalisty, którego nie da się z miejsca wykończyć, uczyni serię bardziej intrygującą. Nie ma to jak odwlekanie ostatecznej konfrontacji dla zaostrzenia apetytu!

Jak jadowity powinien być Skorpion? Tak bardzo, jak tylko się da, jeśli ma okazać się godnym przeciwnikiem bohatera o absolutnie bezwzględnym modus operandi. Hrabia Wallestein jest spotworniałym (dosłownie!) następcą zamaskowanych protagonistów klasycznych fumetti neri z lat sześćdziesiątych. Podczas gdy Kriminal i mu podobni ukrywali oblicze pod budzącą grozę maską, on nakłada na własną błotnistą facjatę materiał z jedwabiu, doskonale imitujący ludzką skórę. Budzące grozę są też jego metody rozprawiania się z łajdakami, po których nie zawsze jest co zbierać. Pomimo tego groteskowego sztafażu wydaje się mniej „kontrkulturowy” chociażby od Diabolika, swoimi zuchwałymi kradzieżami raz po raz ośmieszającego organy ścigania. Wobec wyczynów Wallesteina policja jest równie bezradna, ale w głębi duszy cieszy się, że ktoś wyręcza ją w usuwaniu z przestrzeni publicznej niebezpiecznych jednostek. Pod tym względem antybohater Renzo Barbieriego i Mario Cubbino okazuje się wręcz ideałem konserwatystów!

JADOWITE LINKI:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

Tym razem czarnemu charakterowi użyczył oblicza nie aktor, lecz autentyczny gangster, mityczny król podziemia w Chicago lat dwudziestych. Inne miejsce aktywności, ale ten sam sposób działania, styl, może nawet identyczna marka kubańskich cygar?

wtorek, 27 sierpnia 2024

LUCIFERA N°22 - OD DOBRA MI NIEDOBRZE

Tytuł oryginalny: Lucifera

n.22 - Il bene mi fa male

Wydawca: Ediperiodici

Rok pierwszego wydania: lipiec 1973

Scenariusz: Giorgio Cavedon

Grafika: Tito Marchioro

Skan edycji włoskiej:

Charles (VintageComix)

Translacja i opracowanie graficzne: Vallaor

Korekta: Aristejo

Opracowanie okładki: Old Man

Tytuł 22. tomiku jest deklaracją, jakiej można spodziewać się po wysłanniczce piekieł, przybywającej na ziemię, by siać chaos i zniszczenie, zatem nieprzychylnie nastawionej do wszelkich przejawów ładu i harmonii. Jednak wstręt Lucifery do krainy mlekiem i miodem płynącej, jaką nieoczekiwanie stało się księstwo Rosen, nie wynika z pobudek ideologicznych. Gdyby mogła cieszyć się miłością Fausta, być może przymknęłaby oko na wszechobecną szczęśliwość. Inna sprawa, że długo by w niej nie wytrwała, wciągając ukochanego w jakąś nową kabałę. Jednak Faust, który wreszcie połączył się z Małgorzatą, swoją prawdziwą miłością, nigdy nie był dla diabelskiej kusicielki równie niedostępny, równie nieczuły na jej wdzięki i uwodzicielskie sztuczki. W tej sytuacji Luciferze pozostaje tylko wrócić z podkulonym ogonem do piekła... bądź też wziąć sprawy we własne ręce i rozpętać piekło na ziemi!

W wydaniu francuskim tytuł uległ przekształceniu na Le mal est mon bien - Zło robi mi dobrze! Choć Luci mogłaby podpisać się również pod tym stwierdzeniem, ma się ono nijak do treści epizodu, jak nigdy dotąd wypełnionego pozytywnymi przykładami braterstwa, współpracy i harmonii. Zła tutaj jak na lekarstwo i diablica zupełnie nie ma czym się rozkoszować! Zresztą niewykluczone, że spora część odbiorców również będzie czuła niejakie zniecierpliwienie spiętrzeniem pozytywności, jakim raczą nas twórcy: radością i szlachetnością Fausta, prawością i mądrością księcia Walaha, ładem i gospodarnością Rosen… Może nie tylko Luciferze, ale i czytelnikom zrobi się mdło od tego nadmiaru słodkości? Po włoski komiks kieszonkowy nie sięga się przecież, aby poczytać o tym, jak piękny mógłby być świat, gdyby rządzili nim ludzie dobrej woli. Już uspokajam! Niniejszy epizod jest zaledwie prologiem do dłuższej historii, w której wszelkiego rodzaju konfliktów, nieszczęść i nieprawości będzie pod dostatkiem. Zatem wedle uznania, cieszmy się tym chwilowym triumfem dobra bądź też wyglądajmy z niecierpliwością kontrataku sił ciemności, który niechybnie nastąpi!

DOBRE LINKI:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

Gościnne występy czołowych gwiazd kina to wręcz konieczność w przypadku okładek notorycznie inspirujących się fotosami i plakatami historycznych superprodukcji! Tym razem padło na Orsona Wellesa, który w oscarowym filmie Oto jest głowa zdrajcy wcielił się w kardynała Wolseya, bezskutecznie próbującego zapobiec konfliktowi Henryka VIII z Watykanem. Czy jego obecność na okładce tego konkretnego tomiku można uznać za przypadkową? W końcu głównym bohaterem Głowy jest Tomasz More, autor słynnej Utopii, projektującej model państwa, w którym rządzą dobro i sprawiedliwość…

piątek, 9 sierpnia 2024

ZORA WAMPIRZYCA N°24 - STATEK TRUMIEN

Tytuł oryginalny: Zora la Vampira

Serie II n.20 - La nave delle bare

Wydawca: Edifumetto

Rok pierwszego wydania: 16 listopad 1973

Scenariusz: Renzo Barbieri, Giuseppe Pederiali

Grafika: Birago Balzano

Skan edycji włoskiej:

Mal32 & Aquila della Notte (VintageComix)

Cyfrowa korekta okładki: Cyfrowy Baron

Translacja i opracowanie graficzne: Vallaor

Korekta: Aristejo

Jak dobrze jest czasem dotrzeć do tekstu źródłowego! Przed podjęciem się translacji Zory Wampirzycy znałem pierwsze numery serii wyłącznie z edycji francuskiej. Forum BDtrash szybko uświadomiło mnie, że obcuję z materiałem ocenzurowanym, pozbawionym najbardziej kontrowersyjnych plansz. W przypadku pierwszych kilkudziesięciu tomików wypadało na ogół 5-6 stron, co nie wpływało na płynność historii, a tylko czyniło ją łagodniejszą. Mogłoby wydawać się, że na poważniejsze cięcia przyszedł czas dopiero kilka lat później, gdy oryginalna edycja mocno się rozzuchwaliła w pokazywaniu tego i owego. Porównanie włoskiej i francuskiej wersji Statku trumien zweryfikowało mój naiwny optymizm.

Szok, rozpacz, niedowierzanie, a przede wszystkim bezbrzeżne zdumienie – takie emocje wywołują zmiany poczynione przez Elvifrance w 24. tomiku serii! Z niezrozumiałych względów postanowiono pozbyć się całego, bardzo rozbudowanego wątku, zajmującego w wersji oryginalnej kilkaset stron. Nie znając jeszcze całej historii, nie jestem w stanie stwierdzić, czy rejterada francuskiego wydawcy mogła zostać podyktowana jakimiś jej kontrowersyjnymi aspektami. Być może w przygodzie rozgrywającej się na Haiti, pośród tubylców parających się magią wudu, dopatrzono się akcentów rasistowskich? Na chwilę obecną wypada tylko podkreślić, że scenarzyści Barbieri i Pederiali nie byli tak bałaganiarscy i niefrasobliwi, jak mogłaby wskazywać lektura Zara Le Vampire. Jeśli jakiś wątek zostaje tam zakończony „po macoszemu”, bądź też urywa się niespodziewanie i bez konkluzji, prawie na pewno jest to wina francuskiego wydawcy!

Niecny proceder musiał przyczynić się do lekceważącego stosunku części czytelników, którzy wyczuwali, że obcują z materiałem wybrakowanym, i winili za ten stan rzecz samych twórców. Na BDtrash tomik Le navire des cercueils posłużył za koronny dowód na idiotyzm intrygi, która wprowadza charyzmatycznego bohatera tylko po to, by po kilku stronach bezceremonialnie go uśmiercić. Tymczasem doktor Marlon Karlyte od pierwszej chwili intryguje, choćby z racji fizycznego podobieństwa do słynnego „złego chłopca” Hollywood. Odwołując się do nomenklatury przemysłu filmowego, Elvifrance stać było wyłącznie na gościnny występ gwiazdora, dodający taniej produkcji pozory prestiżu, podczas gdy Edifumetto zapewniło mu pierwszoplanową rolę męską, znacząco podwyższając jakość spektaklu. I jak tu nie kochać włoskiego przemysłu rozrywkowego – zarówno filmowego, jak i komiksowego?

TRUMIENNE LINKI:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

„Dziki” Marlon Brando i zdecydowanie bardziej cywilizowany Marlon Karlyte. Tych przystojniaków łączą nie tylko bliźniacze rysy twarzy! Obydwaj od dżungli wielkomiejskiej woleli tropikalne dżungle i plaże Tahiti. Brando kupił tam sobie piękną wyspę Tetiaroa. Natomiast Karlyte wolał zainwestować w… statek pełen trumien!