poniedziałek, 11 kwietnia 2022

DE SADE. ODNAJDZIESZ MNIE W OGNIU

Tytuł oryginalny: De Sade

n.116 - Mi troverai nel fuoco

Wydawca: Ediperiodici

Rok pierwszego wydania: 19 grudnia 1975

Scenariusz: Anonim

Grafika: Gaspare De Fiore i Santi D’Amico

Skan edycji włoskiej: Charles (VintageComix)

Translacja i opracowanie graficzne: Vallaor

Donatien Alphonse François de Sade... Trudno o innego pisarza, którego literacka spuścizna tak mocno określiła jego publiczny wizerunek. Podobnie jak doktor Victor Frankenstein stał się tożsamy ze stworzonym przez siebie monstrum, tak Sade zrósł się zarówno ze swoim arystokratycznym tytułem, jak też z dewiacją seksualną, której już pośmiertnie użyczył nazwiska. Niewielu ludzi pióra dostępuje takiego wyróżnienia, jednak sam Markiz mógłby poczuć się urażony zawężaniem pola jego zainteresowań do jednego zboczenia, podczas gdy zamierzył sobie zbadać i opisać wszystkie, jakie zna rodzaj ludzki! Uprawiając twórczość, w której wywrotowa filozofia łączy się z transgresyjną erotyką, miał pełną świadomość, że w oczach współczesnych i potomnych może zostać ucieleśnieniem zła i perwersji. Czasy literaturoznawczej strategii oddzielania osoby twórcy od dzieła jeszcze nie nadeszły, a zresztą ona również nie miała szans powstrzymać opinii publicznej przed osądzaniem artysty na podstawie jego dorobku. Kultura masowa utrwaliła obraz D.A.F. de Sade'a jako wyrafinowanego, eleganckiego okrutnika, łypiącego wzrokiem na kształtne kobiece pośladki z intencją ich wychłostania.

Nic dziwnego, że w takiej właśnie modelowej postaci libertyna z pejczem trafił do włoskich fumetti. Zresztą komiksy dla dorosłych spod szyldu Edifumetto, nagminnie łączące zmysłowość z przemocą, są de facto rozrywkową wersją twórczości "boskiego Markiza". W konsekwencji on sam został głównym bohaterem jednej z prominentnych serii, wychodzącej niemal 10 lat i liczącej sobie 172 tomiki. Niemałe osiągnięcie nawet jak na Markiza, zważywszy na to, że był jednym z nielicznych męskich protagonistów na rynku może nie "sfeminizowanym", ale na pewno zdominowanym przez władcze kobiety w rolach głównych.

Osoby zaznajomione z biografią Sade'a mogą całkiem zasadnie zapytać, jakim cudem udało się tak długo zabawiać czytelników jego przygodami, skoro ów osławiony rozpustnik większość swego życia spędził w więzieniu i w rzeczywistości jego główną "zbrodnią" było wywrotowe, obceniczne pisarstwo. Senarzyści serii wybrnęli z tej trudnej sytuacji, zmieniając trajektorię losów swojego bohatera. Przez kilka pierwszych epizodów kokietują podobieństwem osób fikcyjnych do realnych, strasząc komiksowego Donatiena perspektywą dożywotniej odsiadki w Bastylii, po czym wykonują wielką woltę, ratując go z tej perypetii i wikłając w dziesiątki innych. "Kieszonkowy" Markiz zostaje wrzucony w wir barwnych przygód, których końca nie widać, stając się kimś w rodzaju Casanowy, jeżdżącego w interesach po całej Europie.

Czy trzeba dodawać, iż podobnie jak słynny włoski obieżyświat ma do czynienia z setkami pań, panien i panienek ze wszystkich warstw społecznych? Na pewno nie jest w tej materii żadnym snobem i wszędzie wypatrzy kobiece piękno (wspomniane kształtne pupcie do biczowania). W jego życiu codziennym dzieje się tyle, że biedak nie ma czasu na pisanie i prawie nigdy nie widać go z piórem w dłoni. Jednakże w jednym, kluczowym aspekcie łudząco przypomina swój historyczny pierwowzór: jest skrzętnym badaczem seksualności, zwłaszcza tej wykraczającej poza przysłowiowe normy, i nie przepuszcza żadnej okazji, by zapoznać się z jej rozmaitymi przejawami. Kto wie, może gromadzi doświadczenia z myślą o sędziwym wieku, kiedy nie mogąc już dokazywać, będzie przekazywać swoje liczne obserwacje pamięci potomnych?

Po ustaleniu tożsamości komiksowego De Sade'a pozostają jeszcze dwa niebagatelne pytania: czy jest to dobre fumetti do czytania i czy przypadłoby do gustu "autentykowi", gdyby przenieść go wehikułem czasu do lat 70. XX wieku? W obydwu wypadkach skłaniam się ku odpowiedzi twierdzącej. Seria przez lata utrzymywała równy poziom graficzny i scenariuszowy, stając się nawet lepsza i dowcipniejsza po zmianie formuły z ciągłej ("cliffhangerowej", gdzie jedna awantura prowokuje drugą) na epizodyczną (co tomik odrębna przygoda). Sam Donatien niewątpliwie uznałby za zabawne, że tysiące Włochów rozczytuje się w historyjkach o jego niesfornym alter ego, a może nawet westchnąłby z żalem, iż jemu samemu nie dane było przeżyć tylu ekscytujących przygód. My jednak nie powinniśmy smucić się zanadto zamknięciem autentycznego Markiza w Bastylii. Możliwe, że w innym wypadku byłby zanadto zajęty praktyką, by myśleć o spisywaniu teorii... Wolnomyślicieli i rozpustników było we Francji wielu, ale D.A.F. de Sade tylko jeden!

SADYCZNE LINKI:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

Dzieła zebrane Sade'a doczekały się w 1990 roku nobilitacji, wchodząc w skład Biblioteki Pléiade, prestiżowej kolekcji Gallimard. Czy podobne wyróżnienie na komiksowym rynku wydawniczym spotka kiedykolwiek włoską serię kieszonkową?

2 komentarze:

  1. W pliku cbr strona 109 wskoczyla na sam koniec po reklamie Lucifery ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ocho, trzeba poprawić! Luci ma być na samym końcu. Dziękuję za info!

      Usuń