poniedziałek, 13 czerwca 2022

LUCIFERA N°10 - BIZANTYJCZYCY

Tytuł oryginalny: Lucifera n.10 - I Bizantini

Wydawca: Ediperiodici

Rok pierwszego wydania: lipiec 1972

Scenariusz: Giorgio Cavedon, Leone Frollo

Grafika: Leone Frollo

Skan wydania francuskiego:

Gentil-Toto & Termineur (VintageComix)

Przekład i opracowanie graficzne: Vallaor

"Tak przemija chwała świata!" Nawet wielkie imperia, które przez wieki stanowiły cywilizacyjny i kulturowy punkt odniesienia, mogą ostatecznie popaść w zapomnienie i przetrwać w pamięci pokoleń co najwyżej jako nazwa. Taki smutny los spotkał Bizancjum. Choć rzesze historyków zapewniają, że Cesarstwo wschodniorzymskie to przebogate źródło fascynujących opowieści, żadna z nich nie zadomowiła się w mentalności współczesnych. Zdecydowanie więcej szczęścia miała zdobyta (i wkrótce utracona) przez krzyżowców Jerozolima, jak również Bagdad, o którym co prawda niczego konkretnego nie wiemy, żyje jednak w naszej świadomości jako baśniowa stolica Orientu. Pech Bizancjum wynika więc z jego nieobecności w fundamentalnych dziełach kultury europejskiej. Trudno uwierzyć, ale tej przebogatej cywilizacji nie kojarzymy z żadną wielką fabułą! Cóż zatem z tego, że posiadało imponujący poczet cesarzy i patriarchów, skoro zabrakło Homera bądź Szeherezady, którzy potrafiliby zajmująco o tym wszystkim opowiedzieć.

W obliczu braku konkretnych, automatycznie rozpoznawalnych narracji, do których twórcy popularni mogliby się odwołać, nie powinno dziwić, że tytułowi Bizantyjczycy są w 10. tomiku potraktowani po macoszemu, a pobyt diablicy i jej towarzyszy w Konstantynopolu (ówczesnej stolicy chrześcijańskiego świata!) ma dość krótki charakter. Co prawda w przypadku bohaterów wynika to z przykrej konieczności. Wybór pierwszej atrakcji turystycznej przez Fausta i Caterinę okazuje się tak fatalny w skutkach, że na dalsze zwiedzanie nie ma już ani czasu, ani możliwości. Natomiast Lucifera jako osóbka długowieczna mogła sobie obejrzeć stolicę Cesarstwa już wcześniej, obecnie zaś jej myśli zaprząta wyłącznie zazdrość o ukochanego.

O ile jednak pośpiech protagonistów można usprawiedliwić okolicznościami, o tyle sami twórcy komiksu ponoszą pełną odpowiedzialność za machnięcie ręką na fabularny potencjał egzotycznej lokalizacji. Scenarzysta Giorgio Cavedon mógłby się co najwyżej tłumaczyć wspomnianym wyżej brakiem kulturowych toposów, do jakich mógłby nawiązać. Na złupienie Konstantynopola przez chrześcijańskich rycerzy podczas czwartej krucjaty jest jeszcze 200 lat za wcześnie, a co dopiero na jego ostateczny upadek w XV wieku (jak widać, najbardziej znane nam epizody z dziejów miasta wiążą się z jego klęskami). Do wykorzystania pozostała mu otoczona kultem relikwia: Włócznia św. Maurycego, przez wieki należąca do najważniejszych insygniów bizantyjskich władców.

Podobnej wymówki nie ma niestety Leone Frollo. Niekwestionowany mistrz w kreśleniu sylwetek postaci oraz ich fizjonomii, owych przystojnych męskich oblicz i przeuroczych dziewczęcych twarzyczek, raczej unika szczegółów tła, stosując je głównie w ujęciach ustanawiających (np. sala audiencyjna cesarza Aleksego). Najwyraźniej Bizancjum nie fascynowało go do tego stopnia, by poświęcać mu więcej zachodu, niż to absolutnie niezbędne. Z późniejszych prac artysty wyraźnie wynika, że jego ulubionym okresem historycznym była La Belle Époque oraz następujące po niej lata 20. XX wieku. Dopiero owe dekady zostały odmalowane przez Frollo z wyraźną atencją, przejawiającą się w bogactwie detali.

Bizantyjscy amatorzy mogą poczuć uzasadniony niedosyt, jednak tomik nie powienien zawieść nikogo, kto ceni sobie ironię. W poprzedniej odsłonie cwaniakowi Godefreyowi udało się podwędzić lampę Aladynowi, obracając w niwecz jego matrymonialne plany. Dopiero teraz przekonujemy się, jak daleko idące konwekwencje miała ta ingerencja. Zamiast sympatycznego śniadego chłopca sułtan Omar ma teraz za zięcia wojowniczego szejka Efezu, co w niedalekiej przyszłości poskutkuje zmasowanym atakiem Muzułmanów na Jerozolimę. Do ostatecznej klęski pierwszej wyprawy krzyżowej mogło więc doprowadzić banalne szachrajstwo, dokonane przez nieuwzględnionego na kartach historii, szemranego osobnika... Nie po raz pierwszy i nie ostatni rozbrzmiewa na planszach Lucifery złośliwy chichot losu!

BIZANTYJSKIE LINKI:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

Portugalczycy zorientowali się, że Konstantynopol i jego mieszkańcy niekoniecznie przyciągną czytelników, stąd wyeksponowanie na okładce innego, bardziej pikantnego wątku. Także tytuł Dziewica w opałach pobudza wyobraźnię w znacznie większym stopniu. Sorry, Bizancjum, ale biznes to biznes!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz