Tytuł oryginalny: Zordon
n.05 - La vergine del futuro
Wydawca: Ediperiodici
Rok pierwszego wydania: kwiecień 1975
Scenariusz: Ennio Missaglia
Grafika: Bruno Marraffa
Skan wydania włoskiego: Charles (VintageComix)
Opracowanie francuskiej translacji: AtomHic (BDtrash)
Cyfrowa rekonstrukcja: Old Man
Rekonstrukcja okładki: Cyfrowy Baron
Translacja i opracowanie graficzne: Vallaor
Korekta: Aristejo
Ostrzeżenie dla potencjalnych odbiorców, którzy lubią zaczynać lekturę komiksowej serii "in medias res", kiedy już się na dobre rozkręciła, a później ewentualnie powracać do jej początków. Strategia ta jest korzystna w przypadku takich klasycznych tytułów frankofońskich, takich jak Tintin, Alix czy Bob Morane, pozwalając na poznanie ich z najlepszej strony i uniknięcie rozczarowania zbyt archaiczną kreską czy narracją. Zordon jednakże należy do innego typu opowieści obrazkowych, w którym istotną rolę pełni chronologia wypadków. Widać to bardzo wyraźnie w tomiku piątym, skupionym na konsekwencjach tego, co wydarzyło się wcześniej, jak też przedstawieniu postaci, które odegrają ważną rolę w kolejnych epizodach. Przede wszystkim tytułowej dziewczyny o parapsychicznych mocach!
Jesteśmy pomiędzy jedną a drugą wyprawą w przeszłość, wehikuł czasu ładuje baterie, lecz o wytchnieniu nie ma mowy: szlachetne intencje Jane prowadzą ją prosto do zakładu psychiatrycznego! Jak wielce dramatyczne, a wręcz beznadziejne jest to położenie, unaocznia nawet pobieżna wiedza o sposobie funkcjonowania takich placówek u progu XIX wieku. Leczenie pacjentek opierało się wówczas na bardzo ograniczonej wiedzy medycznej i błędnych przekonaniach odnośnie ich konstrukcji psychicznej. Uznając, że wszelkie zaburzenia mają związek z kobiecą biologią i hormonami, klasyfikowano je hurtem jako przejawy histerii i leczono za pomocą zabiegów, które obecnie uznaje się raczej za tortury. Izolacja, przymusowe kąpiele w lodowatej bądź gorącej wodzie czy szprycowanie narkotykami z laudanum były na porządku dziennym, a w poważniejszych przypadkach stosowano metody bardziej dosadne, z elektrowstrząsami na czele.
Już samo wysłanie panny Marlowe do wariatkowa w trybie ekspresowym, bez uprzedniej konsultacji z lekarzem, może wydać się nam przekroczeniem uprawnień. Tymczasem dowolna kobieta mogła tam trafić z tak błahych powodów, jak nieposłuszeństwo wobec męża czy „niemoralny” sposób bycia. Do skazania kobiety wystarczył donos, nie miała przy tym żadnej instancji, która broniłaby ją przed niesłusznymi zarzutami, jak też żadnego sposobu udowodnienia swojej poczytalności. Gdy tylko trafiały pod klucz, zaczynała się kuracja, z której nawet osoby o końskim zdrowiu nie miały prawa wyjść bez szwanku. „Ty, która tu wchodzisz, porzuć wszelką nadzieję” – dantejskie motto mogłoby widnieć na każdym ówczesnym azylu dla nerwowo chorych niewiast. Trudno więc dziwić się bohaterce, gotowej na wszystko, aby wyrwać się z tego miejsca. Nawet jeśli miałoby to oznaczać pomoc Zordonowi w podboju planety Ziemia…
AZYLOWE LINKI:Podobnie jak Lucifera, seria Missagli i Maraffy doczekała się edycji portugalskiej w większym, zeszytowym formacie, lecz z pomniejszonymi kadrami i zredukowaną liczbą plansz. Wkładem własnym wydawnictwa były oryginalne okładki, miłe dla oka i całkiem trafnie punktujące mocne punkty danego epizodu. Dla niektórych mogą okazać się bardziej atrakcyjne od oryginalnych!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz