niedziela, 30 stycznia 2022

WALLESTEIN. MORDERCA UDERZA CZTERY RAZY

Tytuł oryginalny: Wallestein il mostro

Anno XX n.02 - L'assassino colpisce quattro volte

Wydawca: Edizioni Segi (Edifumetto)

Rok pierwszego wydania: luty 1973

Scenariusz: Renzo Barbieri

Grafika: Mario Cubbino

Skan edycji holenderskiej: VintageComix

Przekład z języka włoskiego i opracowanie graficzne: Vallaor

Piękni, młodzi i zepsuci burżuje, którym do pełni szczęścia brakuje tylko gigantycznej fortuny, pozwalającej rozkoszować się próżniactwem przez całe życie. Aby ją zdobyć i nie splamić przy okazji uczuciwą pracą, wkraczają na krętą drogę zbrodni! Oto typowi antagoniści serii Wallestein, swoimi niecnymi postępkami napędzający fabułę kolejnych tomików. Żywcem wyjęci z filmowych giallo, gdzie najczęściej ginęli jeden po drugim z ręki zamaskowanego mordercy - ku skrytej radości widowni, zazdroszczącej im bezczelnego pławienia się w luksusie. W ofercie domu wydawniczego Edifumetto musieli się pojawić chociażby dlatego, że Renzo Barbieri, jego założyciel, a zarazem najpłodniejszy scenarzysta, sam był nie lada ekspertem od stylu życia europejskich bon-vivantów. W późniejszych latach popełnił nawet Przewodnik dla Playboyów!

Wallestein byłby typowym komiksowym giallo z kryminalną intrygą wyższych sfer, gdyby nie wyjęty z innej bajki protagonista. Bagniste monstrum, które z pomocą kauczukowej maski podszywa się pod tragicznie zmarłego Jimmy'ego Wallesteina, to postać rodem z horroru. O kilka miesięcy starsza od amerykańskiego Swamp Thinga, więc pomimo oczywistych skojarzeń oryginalna. Jej niewątpliwie krwiożercze instynkty temperuje swoisty kodeks etyczny nakazujący zabijać tylko tych, którzy bardzo sobie zasłużyli. Paradoksalnie, wkraczając do akcji nie zakłada maski, lecz ją zdejmuje, ujawniając koszmarne oblicze bezlitosnego mściciela. Tak się jakoś składa, że odkryte przez Potwora zbrodnie prawie zawsze dokonywane są z materialistycznych pobudek przez hedonistycznych zgniłków...

Barbieri to sprawny trashowy scenarzysta, więc Wallesteina czyta się przyjemnie, zwłaszcza pierwsze kilkadziesiąt numerów, do których nie wdarła się jeszcze rutyna. Natomiast w Polsce tytuł ten ma status wyjątkowy, jako pierwsze i jak dotąd jedyne oficjalnie wydane fumetto nero! Do kiosków zawitał niestety tylko jeden tomik, wypuszczony przez efemeryczne wydawnictwo Lettrex. Nakład musiał być spory, skoro do tej pory Zbrodniczego sobowtóra można odnaleźć na Allegro po okazyjnej cenie. Najczęściej w pakiecie z resztą tytułów Miesięcznika Komiksów Rekin, będących mało zajmującymi średniakami z katalogu Sergio Bonelli Editore. Komiks Renzo Barbierego wyróżniał się na ich tle zarówno wyrazistym bohaterem, jak też obyczajową śmiałością.

Jeśli warto pamiętać o Rekinie, którego drapieżna nazwa nie uchroniła przed natychmiastowym zatonięciem na burzliwym rynku wydawniczym doby transformacji, to właśnie dzięki tomikowi Wallesteina. Edytorsko jest to wypisz wymaluj "dworcowe fumetto", zarówno pod względem rozmiaru, jak też podrzędnej jakości papieru. Ba, jest nawet mniej staranne niż włoski oryginał za sprawą ręcznego, niechlujnego pisma, z wyraźnie widocznymi poprawkami i dopiskami. Wygląda na to, że za tumaczenie i nanoszenie tektu na dymki odpowiadała jedna i ta sama osoba. Choć jako kaligraf sprawdziła się niespecjalnie, sam przekład okazał się udany: zabawny, soczysty, bawiący się swoją pulpowością, będącą w polskojęzycznym komiksie całkowitym nowum.

W swoim własnym przekładzie starałem się nawiązać do zaproponowanej niegdyś przez Rekina stylistyki. Sięgnąłem więc po edycję holenderską z wyraźnie widoczną żółtą fakturą papieru. Podczas gdy obróbka cyfrowa większości skanów eliminuje specyfikę pierwotnego druku, tu miało być akurat na odwrót, aby wszystkie niedoskonałości widać było jak na dłoni. Przyświecała mi myśl, aby podczas lektury na ekranie tabletu bądź smartfona można było poczuć się tak, jak pierwsi czytelnicy w latach 70., przeglądający świeżo zakupiony tomik w autobusie bądź tramwaju. Czy ten efekt udało się osiągnąć, zadecydujecie sami. Jestem ciekaw wrażeń i opinii!

Post-rekinowe linki:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

Na dole Wally, na górze inne, mniej imponujące rekinki. Notabene, trudno zidentyfikować oryginalną edycję tego polskiego tomiku! Najprawdopobniej jest to La coppia diabolica, 15. numer wydany w 1974 roku.

2 komentarze:

  1. Fajna rzecz! Aż sobie wyszukałem moje "rekiny" w bibliotece. I właśnie, dziwna rzecz - goszcząc regularnie na vintage comics dostrzegłem na wielu włoskich oryginalnych okładkach IDENTYCZNEGO rekina. Znak jakiegoś wydawnictwa? Serii? Dodatek od skanlatorów? Polskie wydawnictwo wykupiło licencję na "rekina" czy zerżnęło go bo ładnie na okładce wyglądał?

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, oto jest pytanie, a po odpowiedź należałoby zwrócić się do kogoś z Lettrex! Rekin to znak rozpoznawczy Edifumetto, które znane było takze jako Editrice Squalo, Squalo Comics (Dom Wydawniczy Rekin, Komiksy Rekin). Tylko dlaczego Lettrex przyjął tę nazwę, skoro w ofercie wydawniczej miał tylko jeden tytuł Edifumetto? Chyba rzeczywiście ładnie im to wyglądało na okładkach i jako tytuł serii! W tamtej epoce bardzo luźnego podejścia do kwestii autorskich wszystko było możliwe!

    OdpowiedzUsuń