poniedziałek, 30 grudnia 2024

PODSUMOWANIE 2024!

Nowy Rok za pasem, najwyższy czas rzucić okiem wstecz, na ostatnie 12 miesięcy! Częstotliwość publikacji zależna była od zbyt wielu zewnętrznych czynników, by zachować bezwzględną regularność, lecz mimo wszystko udało się w równych mniej więcej odstępach czasu zaprezentować sporo ciekawego materiału. Niemała w tym zasługa stałych i okazjonalnych współpracowników, dzięki którym poszczególne plansze prezentują się często o niebo lepiej niż w oryginalnych skanach, zaś przekłady zawierają znacznie mniejszą ilość błędów i niezręczności niż dawniej, gdy za korektę tekstu odpowiadał wyłącznie niżej podpisany tłumacz. Zatem jeśli nie ilość, to na pewno jakość udostępnianych materiałów uległa poprawie!

Najistotniejszą nowością w tym roku okazał się start nowej regularnej serii, różniącej się profilem od dwóch dotychczasowych. O ile Lucifera i Zora Wampirzyca odwołują się do sztafażu horroru gotyckiego, Zordon ma u swych podstaw fantastykę naukową, unikając jak ognia motywów nadprzyrodzonych. Nie wyklucza to niezwykłości, którą gwarantuje idea podróży w czasie, pozwalająca też na częstą zmianę lokacji i konfrontowanie bohaterów z nowymi zagrożeniami. Również oni sami potrafią zaskoczyć. Przedstawiciel obcej cywilizacji, któremu obce są ludzkie emocje, oraz purytańska Amerykanka, w której jednak od emocji aż się gotuje - mentalna symbioza odmieni obydwoje nie do poznania! Ich wewnętrzna (a w przypadku Zordona także zewnętrzna) przemiana jest równie ciekawa, co uskuteczniane za sprawą wehikułu czasu skoki w najdalsze historyczne epoki. Po pięciu odsłonach seria dopiero się rozkręca, trudno więc stwierdzić, na ile przypadła do gustu polskim czytelnikom. Komentarze mile widziane!

Sześć razy zagościła na blogu seria Lucifera, wychodząc tym samym na prowadzenie! Na początku roku diablica tkwiła jeszcze po uszy w awanturze ze Świętym Graalem, poszukując go aż za Słupami Herkulesa. W konsekwencji dopłynęła do nieznanego w Europie kontynentu na setki lat przed Krzysztofem Kolumbem i Amerigo Vespuccim, ale już po Wikingach, którym uwidziało się ukryć tam Graala. Za sprawą naszej kruczoczarnej awanturnicy słynna relikwia trafiła ostatecznie do papieża Urbana II, przyprawiając go o szaleństwo... po czym słuch po niej zaginął. Niewykluczone, że ten potencjalnie śmiercionośny kielich umieszczony został dla bezpieczeństwa w najciemniejszych lochach Watykanu! Zaś sama Lucifera powróciła do Rosen, by stać się jednym z najaktywniejszych uczestników perfidnej politycznej intrygi, mającej na celu zastąpienie władcy szlachetnego i sprawiedliwego złym i okrutnym tyranem. Wiadomo już, że zabiegi diablicy przyniosły zamierzony skutek, lecz to dopiero pierwszy akt dłuższej opowieści, w której nie zabraknie gwałtownych zwrotów akcji, haniebnych zdrad i zaskakujących sojuszy. Nic, tylko śledzić z zapartym tchem!

O ile Lucifera zadomowiła się na dobre na ziemiach niemieckich, Zora Pabst nie potrafi zagrzać nigdzie miejsca, chociaż powoli zaczyna odczuwać zmęczenie wieczną tułaczką, a w jej ślicznej główce pojawia się marzenie o statecznym i zamożnym życiu. Być może uda się jej osiąść na dłużej w Barcelonie, o ile swoim zwyczajem nie uwikła się w jakąś kabałę. A będzie ku temu okazja, udział w seansie spirytystycznym prowadzonym przez autentyczne medium grozi demaskacją jej wampirzej natury! Przezorność zdecydowanie nie jest jedną z cnót Zory, co jednak rekompensuje innymi przymiotami. Dzięki swej brawurze i seksapilowi wychodzi cało z kolejnych perypetii – nawet jeśli w konsekwencji musi szybko dawać nogi za pas. W pięciu ostatnich epizodach gościła zarówno w Rzymie, jak i Wenecji, odbyła też nieplanowaną podróż do Konstantynopola jako turecka branka. Wątpliwe natomiast, czy kiedykolwiek z własnej woli uda się na Haiti, gdzie nie dość, że panuje kolonialny wyzysk, to jeszcze grasują zombi. Kto jednak wie, czy w Hiszpanii nie czeka na nią coś jeszcze paskudniejszego? W tym roku dziarska wampirzyca dała się wyprzedzić obrotnej diablicy co do ilości przełożonych na język polski tomików, lecz w przyszłym ma szansę ją zdetronizować!

Czarcie one-shoty, czyli wybrane epizody innych serii fumetti, zdominowały tym razem figury rodem z kryminału, od tajnego agenta FBI o pseudonimie Genius, aż po nowojorskiego gangstera Johna „Baby” Lupano. Pomiędzy tymi dwoma skrajnościami znalazł się Wallestein, postrach bandziorów, wymierzający jednak sprawiedliwość na własną rękę, bez przebierania w środkach. Wszystkich tych męskich bohaterów cechowała brutalna bezwzględność, charakterystyczna dla pulpowej literatury noir, u której twórcy fumetti są zadłużeni. Przeciwwagą dla ociekających testosteronem protagonistów była subtelna Yvette, francuska księżna z czasów Rewolucji Francuskiej, wikłająca się w iście kosmiczną kabałę. Asteroida przeklętych/Kosmiczne więzienie to wyjątkowy przypadek zaprezentowania tej samej historii w dwóch odsłonach (soft i hard). Zdecydowanie jednorazowy! Znacznie bardziej ekonomicznym i mniej pracochłonnym rozwiązaniem jest publikacja jednej, optymalnej wersji, ewentualnie wzbogaconej o bonus pod postacią alternatywnych plansz.

Jakie samodzielne historie zagoszczą na blogu w najbliższych miesiącach? Nie zdradzając zbyt wiele, można spodziewać się nowej odsłony Terroru, w której pojawią się krwiożercze motywy kolonialne, jak też kolejnej konfrontacji atrakcyjnej ziemskiej dziewczyny z dziwaczną pozaziemską cywilizacją na łamach Storie Blu. Nieuchronny wydaje się też ostateczny powrót motywów czysto gotyckich, zanadto kuszą oniryczne Zaświaty (Aldilà) i makabryczne Życie Pozagrobowe (Oltretomba)! Jednego można się spodziewać po wszystkich prezentowanych tutaj tytułach: nagiej, bezwstydnej prawdy o nieposkromionej cielesności. Jak mało które medium, kieszonkowe fumetti poświadczają, że obdarzona lubieżnym apetytem natura zawsze znajdzie sposób, by dopiąć swego!

niedziela, 15 grudnia 2024

MAFIA. OJCIEC CHRZESTNY NIE ŻYJE

Tytuł oryginalny: Mafia

n.01 - Il Don è morto

Wydawca: Edifumetto

Rok pierwszego wydania: lipiec 1979

Scenariusz: Renzo Barbieri

Grafika: Franco Verola

Skan oryginalnego wydania: PJP (VintageComix)

Cyfrowa rekonstrukcja plansz i okładki: Old Man

Czyszczenie dymków: Grifos

Translacja, czyszczenie plansz, wklejanie dymków: Vallaor

Korekta: Aristejo

I oto kolejny czarci kryminał! Kilka ostatnich prezentowanych one-shotów (a mówiąc precyzyjniej, reprezentatywnych tomików wybranych serii) miało zdecydowanie sensacyjny charakter, kontrastujący z gotycyzmem stale powracających tytułów. W istocie kieszonkowe wydawnictwa dla dorosłych cechowała sporo różnorodność, a jedynym wspólnym mianownikiem był nacisk na erotykę. Tym niemniej największą popularnością cieszyły się horrory i kryminały. Fenomen formatu kieszonkowego rozpoczął się od przygód Diabolika, a utrwalił za sprawą jego licznych następców, będących z początku mniej lub bardziej wiernymi kopiami (Kriminal, Killing), a później coraz bardziej samodzielnymi bytami (jak znany już nam Genius – wyglądem imitujący Diabolika, ale stający po stronie wymiaru sprawiedliwości). Centralna postać serii Mafia jest kolejnym etapem ewolucji antybohatera fumetti neri w stronę realizmu. Ten protagonista nie potrzebuje już maskującego kostiumu czy budzącego respekt pseudonimu. Wręcz przeciwnie, nigdy nie zasłania przystojnego oblicza, a jego ksywka ma ironicznie pieszczotliwy charakter.

John „Baby” Lupano to postać, która w klasycznym komiksie amerykańskim mogłaby pełnić rolę wyłącznie czarnego charakteru. Gangster, który odziedziczywszy mafijny tron po tragicznie zmarłym bracie, przemienia się w bezwzględnego bossa, kierującego żelazną ręką przestępczym imperium i stawiającego czoła licznym zagrożeniom, takim jak rywalizujące gangi, dwulicowi politycy czy terroryści. Sympatię czytelników zaskarbia sobie urodą twardzielskiego amanta oraz przestępczym kodem honorowym, lojalnością wobec przyjaciół, jak również szaleńczą odwagą. Czasami tylko na manowce sprowadza go nadto krewki temperament (jak w finale prezentowanej tu historii). Warto zarazem zaznaczyć, że ów nieugięty kodeks nie wyklucza użycia przemocy wobec kobiet, zwłaszcza tych podstępnych i zdradzieckich. Pod tym względem seria jest nieodrodną spadkobierczynią literatury noir, podchodzącej do relacji damsko-męskich bez jakichkolwiek sentymentów.

Powieści sensacyjne wydają się zresztą najistotniejszym punktem odniesienia dla tej serii. Twórcy stawiają na tematy z pierwszych stron gazet, mocno stąpające po ziemi, osadzone w realiach nowoczesnej metropolii, gdzie przestępcze aktywności łączą się z polityką. „Baby” Lupano ma wiele wspólnego z Michaelem Corleone, podejmującym się zarządzania wielkim mafijnym biznesem i przyswajającym bezwzględne reguły gry. Nie bez powodu – Ojciec chrzestny pokazał, że gangsterów niekoniecznie trzeba kontrastować z bohaterami tzw. pozytywnymi, wystarczy dobrze umotywować postaci, które dotychczas pełniły funkcję antagonistów. Powieść Mario Puzo zawierała ponadto sporą dawkę erotyzmu, której zabrakło w adaptacji filmowej, starającej się zminimalizować pulpowe elementy obecne w pierwowzorze. Seria Renzo Barniego i Franka Veroli jawi się jako rewers metody Coppoli, pławiąc się w iście brukowych atrakcjach!

MAFIJNE LINKI:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

Za stylowe okładki Mafii odpowiada niezrównany Emanuele Taglietti, obsługujący niejedną serię ze stajni Edifumetto. W okresie największego boomu na fumetti potrafił tworzyć dziesięć okładek miesięcznie! Na koncie ma ich ponad 500 i bez wątpienia można założyć, że serie takie jak Zora, Sukia czy Wallestein w dużej mierze zawdzięczały swoją popularność jego mistrzowskim kolażom seksu i przemocy. Każdy tytuł miał swoje okładkowe niezbędniki, w przypadku Mafii niewątpliwie był to wąsaty przystojniak dzierżący w ręku pistolet, karabin, bądź... brzytwę!

sobota, 30 listopada 2024

LUCIFERA N°24 - BIADA DOBRYM!

Tytuł oryginalny: Lucifera

n.24 - Guai ai buoni!

Wydawca: Ediperiodici

Rok pierwszego wydania: wrzesień 1973

Scenariusz: Giorgio Cavedon

Grafika: Tito Marchioro

Skan edycji włoskiej:

Charles (VintageComix)

Rekonstrukcja plansz i okładki: Cyfrowy Baron

Translacja i opracowanie graficzne: Vallaor

Korekta: Aristejo

Gdzie diabeł nie może, tam biskupa pośle! Zdradzając co nieco fabułę tomiku, do ostatecznego upadku Rosen i zwycięstwa sił Zła najbardziej przyczyni się lokalny dostojnik kościelny. Najpierw przez swoją gorliwość w posyłaniu ludzi na stos (praktyka, którą niechybnie podpatrzył u nieświętej pamięci Wielkiego Inkwizytora), a następnie przez oportunizm, skutkujący przedłożeniem interesu własnego nad dobro ogółu. Całkiem możliwe zresztą, że mając na względzie wyłącznie samego siebie, zachował się zgodnie z wytycznymi Kościoła, nakazującego w pierwszym rzędzie troszczyć się o swoich reprezentantów. W końcu namiestnicy państwowi się zmieniają i nie tak rzadko tych szlachetnych zastępują tyrani, lecz dopóki między władzą świecką a duchową istnieje porozumienie, z punktu widzenia Watykanu wszystko jest w porządku.

Nawet przy wymagającym maksimum dobrej woli założeniu, że kościelni dostojnicy na ogół starają się nie szkodzić organizmowi państwowemu, w ramach którego funkcjonują, nie ulega wątpliwości, że kultura masowa oceniła ich dość jasno, utrwalając topos złego hierarchy - przede wszystkim w randze biskupa. Podczas gdy złowieszczy kardynał to prawie zawsze Richelieu, niegodnych zaufania biskupów jest całe mrowie w kinie, literaturze, a jak widać także w komiksie. Cechuje ich obłuda, interesowność, pazerność, jak też stała gotowość do zdrady i trzymania strony najsilniejszego. Wszystkie te przymioty składają się bardziej na obraz polityka niż przewodnika duchowego, dlatego też często kontrastowani są ze zwykłymi księżmi, mającymi większy kontakt z lokalną społecznością, znającymi jej troski i potrzeby. Wydaje się, że im wyżej w hierarchii, tym dalej od samych wiernych i pierwotnych założeń religijnej wspólnoty. Jak to jest z kardynałami oraz samym papieżem - aż strach pomyśleć!

Jeden papież już się zresztą w Luciferze pojawił. Był nim sam Urban II, postać kontrowersyjna ze względu na wzniecenie krucjat, lecz na kartach komiksu przedstawiony jako osoba moralnie nieskazitelna, którą tylko trucizna dodana do wina mszalnego mogła sprowadzić z drogi świętości. Pomimo wyraźnego dystansu do przedstawicieli Kościoła, seria nie podważa podstawy funkcjonowania tej instytucji. W końcu w fabule pierwsze skrzypce gra autentyczna diablica, a kwestie zbawienia i potępienia rozważane są całkowicie na poważnie. Teoretycznie nie jest wykluczone pojawienie się tutaj jakiegoś przyzwoitego duchownego. Jedno jest pewne - w żadnym razie nie może to być biskup. W taką anomalię nikt by nie uwierzył!

BISKUPIE LINKI:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

Tak oto prezentuje się figura Biskupa na szachownicy Lego. Jak widać, jego czarna natura była dla projektantów oczywistością. Równie jednoznacznym synonimem zła nie jest obecnie już nawet Joker, choć tutaj winić trzeba głównie Todda Phillipsa z jego "humanistyczną" interpretacją postaci. Spróbowałby tylko tego z jakimś biskupem!

środa, 13 listopada 2024

WALLESTEIN. NAGA DLA POTWORA

Tytuł oryginalny: Wallestein il mostro

Anno I N.09 - Nuda per il mostro

Wydawca: Edizioni Segi

Rok pierwszego wydania: grudzień 1972

Scenariusz: Renzo Barbieri

Grafika: Mario Cubbino

Skan wydania włoskiego:

PJP (VintageComix)

Translacja i wstawianie tekstu: Vallaor

Korekta: Aristejo

Czyszczenie plansz i dymków: Komixpmi

Rekonstrukcja cyfrowa okładki: Cyfrowy Baron

Nie trzeba było długo czekać na kolejne pojawienie się Jimmy'ego Wallesteina! Przyczyna tak rychłego powrotu wynikła ze specyfiki poprzedniego tomiku, który przedstawił charyzmatycznego łotra, tytułowego Skorpiona, nie uśmiercając go w finale, co pozostawiło apetyt na więcej. Tym razem mamy do czynienia z nieco późniejszym starciem Wallesteina z królem przestępczego półświatka, zbyt sprytnym, aby samemu próbować stawiać czoła nadludzkiej sile potwora. Zamiast posyłać na pewną śmierć kolejnych podwładnych, zleca szemranemu profesorowi zbadanie struktury molekularnej Wallesteina w celu opracowania skutecznej metody jego unicestwienia. Do pobrania próbki wyznaczona zostaje piękna dziewczyna, której zmysłowości nie zdoła się oprzeć żaden mężczyzna, nawet tak zadeklarowany monogamista jak hrabia Jimmy. Zwłaszcza, gdy stanie przed nim naga...

Wrażliwość na wdzięk słodkiej femme fatale czyni bohatera bardziej ludzkim, oczywiście do czasu, gdyż nie w jego stylu jest odpuszczanie win i dawanie drugiej szansy łotrom, nawet tym bardzo atrakcyjnym. Bezwzględność Wallesteina w wymierzaniu kary stanowi jego cechę charakterystyczną od samego początku. Zarazem ten profil mściciela, który z wyraźnie sadystyczną przyjemnością odpłaca zbirom pięknym za nadobne, ocieplają relacje z trójką kobiet. Nie da się ukryć, że bez ich wsparcia jego walka z przestępczością nie byłaby tak efektowna, a zaskarbienie sobie sympatii czytelników znacznie trudniejsze.

W elitarnym gronie dopuszczonych do sekretu podwójnej tożsamości hrabiego najważniejsza jest Sara Orloff. Z olśniewającą arystokratką o rosyjskich korzeniach (w Zbrodniczym sobowtórze tańczy przed ukochanym w kozackim stroju!) łączy go prawdziwa miłość, której wymiar fizyczny celebrowany jest praktycznie w każdym epizodzie. Nadmieńmy, że w celu zapewnienia ukochanej komfortu Wallestein korzysta w alkowie z imitującego skórę jedwabnego kostiumu, co czyni sceny łóżkowe znacznie bardziej apetycznymi. Ciepłym uczuciem, choć zdecydowanie synowskim, obdarza Jimmy Olympię Moor, sympatyczną staruszkę z detektywistyczną żyłką i zaskakującą wiedzą o środowisku przestępczym. Jej bezbłędna orientacja i precyzyjne informacje zaoszczędzają Wallesteinowi mnóstwo czasu, umożliwiając błyskawiczne przystąpienie do działania.

Najbardziej zaskakująca relacja łączy go z Alicją Wolf, genialną lekarką działającą poza prawem. Pomimo tego, że zdarza jej się przyjmować w swoim gabinecie pokiereszowanych kryminalistów, Wallestein otacza ją opieką, chyba nie tylko dlatego, że sam korzysta z jej usług. Akceptuje też bez mrugnięcia okiem lesbijskie skłonności Alicji, co czyni go znacznie mniej homofobicznym niż większość ówczesnych protagonistów fumetti. Sara, Olympia i Alicja wydobywają z Wallesteina to, co najlepsze, udowadniając tym samym, że za każdym wielkim potworem powinny stać mądre kobiety!

LIENS FÉMININS:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

Luca Mencaroni w ilustrowanym przewodniku Immaginario sexy wskazuje na pierwowzór Olympii Moor. Miała nim być Margaret Rutheford, znakomita aktorka brytyjska, która zaskarbiła sobie miłość widzów serią filmów o rezolutnej detektyw Miss Marple. Jak by nie było, ze starszymi paniami nie ma żartów!

poniedziałek, 28 października 2024

ZORA WAMPIRZYCA N°25 - WUDU

Tytuł oryginalny: Zora la Vampira

Serie II n.21 - Wudu

Wydawca: Edifumetto

Rok pierwszego wydania: 30 listopad 1973

Scenariusz: Renzo Barbieri, Giuseppe Pederiali

Grafika: Birago Balzano

Skan edycji włoskiej:

Mal32 & Aquila della Notte (VintageComix)

Cyfrowa korekta okładki: Cyfrowy Baron

Translacja i opracowanie graficzne: Vallaor

Korekta: Aristejo

Ciąg dalszy historii, jakiej nie było dane poznać francuskim czytelnikom! Nie tylko dowiadujemy się o dalszych losach Marlona na Haiti, ale też trafiamy do Grecji, gdzie pod wrażeniem bogactwa lokalnego księcia Zora po raz pierwszy zaczyna przemyśliwać o małżeństwie z rozsądku, licząc na szybką poprawę statusu materialnego. Jej interesowność może być ciosem dla wszystkich, którzy dopatrywali się w bohaterce cech romantycznych i liczyli, że stanie na ślubnym kobiercu wyłącznie z mężczyzną swych marzeń, na przykład z Markiem Finneyem, jeśli ten kiedykolwiek się odnajdzie... Tymczasem Zora nie zamierza czekać na czułe drgania serca! Jest namiętna, a zarazem wygodna i nic nie cieszy jej tak, jak życie w zbytku. Na dodatek musiał zadziałać zły przykład przyjaciółki, stającej się z wyrachowania mężatką, a następnie wdową. Po co męczyć się całe życie z małżonkiem, gdy można się go pozbyć i zgarnąć jego fortunę? Co prawda Frau Murder wzięła się do sprawy niefachowo i trzeba ją było ratować przed stryczkiem, ale początki zawsze są trudne, wprawa przychodzi z praktyką!

Nawet przy uwzględnieniu realiów XIX wieku, gdzie najczęściej wstępowano w związek małżeński ze względu na korzyści majątkowe, postępowanie Zory, z góry szykującej partnerowi zgon, trudno obronić pod względem moralnym. Można co najwyżej próbować ją usprawiedliwiać, wskazując na liczne ciężkie przeżycia i bezustanną tułaczkę, która zrodziła potrzebę stabilizacji za wszelką cenę. Jak to zresztą często w serii bywa, los płata Zorze figla, niwecząc jej plany i zmuszając do spontanicznego działania. Można wręcz dojść do wniosku, iż piętrzące się przed nią perypetie są karą za niecne zamiary, a przynajmniej za zbyt niefrasobliwe podejście do sygnałów ostrzegawczych, jakie otrzymywała od samego początku znajomości z księciem. Nawet w przypadku związku na krótką metę niewłaściwy dobór partnera może okazać się fatalny!

Bez względu na ocenę postepowania Zory, jest wielce wątpliwe, by właśnie ono zadecydowało o pozbyciu się całego epizodu z edycji Elvifrance. Dlaczego zatem usunięty został zarówno Marlon na Haiti, jak też książę Costantino w Grecji? Stosunkowo łatwiej jest wysnuć hipotezy w przypadku tego pierwszego. To jeden z pierwszych w tej serii przypadków opowieści w opowieści, w której Zora jest tylko słuchaczką. Narracja ma rzecz jasna jakieś przełożenie na aktualną sytuację, lecz jest zbyt rozbudowana, by chodziło wyłącznie o kwestie praktyczne. Scenarzysta najwyraźniej lubi snuć różne historie, nie zawsze troszcząc się o uwzględnienie w nich wampirzycy. Czyżby nie było to w smak francuskim wydawcom, którzy akurat nie gustowali w powieści szkatułkowej? Podejrzewam raczej, że poszło o to, co w haitańskim wątku spotyka żeńskie postacie, z których przynajmniej jedna jest nieletnia. Nawet w przypadku komiksu dla dorosłych pewne wątki pozostają tabu, nawet nad liberalną Sekwaną! Trudniej zrozumieć, czemu wycięto grecką przygodę wampirzycy. Być może pewne rozwiązanie fabularne, dotyczące zmarłych żon księcia, uznane zostało za zbyt podobne do tego z tomiku piątego, pamiętnej Kanibalki? Innych przyczyn pominięcia nie widzę... Chyba że istotnie komuś nie spodobały się wyrachowane plany matrymonialne Zory!

HAITAŃSKO-GRECKIE LINKI:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

Zaskakujące, że opowieść Marlona nie okazała się wstępem do wycieczki wampirzyc na Haiti! A przecież legenda wudu została tutaj zaledwie liźnięta. Pozostaje mieć nadzieję, że Zora i Frau odwiedzą jeszcze kiedyś to miejsce. Baron Samedi i nakłuwane laleczki czekają!

wtorek, 15 października 2024

LUCIFERA N°23 - ZŁO DO ATAKU!

Tytuł oryginalny: Lucifera

n.23 - Il male alla riscossa

Wydawca: Ediperiodici

Rok pierwszego wydania: sierpień 1973

Scenariusz: Giorgio Cavedon

Grafika: Tito Marchioro

Skan edycji włoskiej:

Charles (VintageComix)

Opracowanie okładki: Cyfrowy Baron

Translacja i opracowanie graficzne: Vallaor

Korekta: Aristejo

Wykrzyknik w tytule nie pozostawia złudzeń: siły zła są w natarciu, nabierają rozpędu i nie wiadomo, czy ktokolwiek zdoła powstrzymać ich impet! Zwłaszcza gdy za emisariusza mają tak podłe i okrutne indywiduum jak hrabia Otulfo, który dał się już poznać jako żądny władzy bratobójca. Była to zaledwie zbrodnia na rozgrzewkę! Do występków jeszcze paskudniejszych, czynionych na znacznie szerszą skalę, popchnie go Lucifera. Jako wytrawna kusicielka potrafi przywieść do grzechu nawet świętego, a co dopiero takiego moralnego zgniłka, którego trzeba wyłącznie ośmielić, by przezwyciężył wrodzone tchórzostwo i poszedł na całość, rozpętując wojnę totalną. W tym celu Otulfo dobiera sobie idealnego podwładnego, muskularnego garbusa Arna, gotowego podpalić cały świat w charakterze odwetu za liczne upokorzenia.

Zły władca i jego okrutny siepacz to modelowa wręcz para złoczyńców, przypominająca chociażby Szeryfa z Nottingham i Sir Guya z Gisbourne (skojarzenia tego typu staną się jeszcze mocniejsze w kolejnych odsłonach). Odwołując się do archetypów w kreowaniu postaci i świata przedstawionego, Lucifera potwierdza przynależność do klasycznych narracji, sprzed ery postmodernistycznego wywracania znaczeń. Jest baśnią mroczną, okrutną i przewrotną, podkreślając niemożność pełnego triumfu dobra ze względu na wpisane w naturę ludzką zło. Nie ma w niej natomiast próby reinterpretacji utrwalonych przez tradycję figur do tego stopnia, by straciły swoje pierwotne znaczenie, co wydaje się dominującym aktualnym trendem.

Na pozór seria mająca za protagonistkę autentyczną diablicę powinna być duchowo pokrewna chociażby filmowemu dyptykowi Maleficent, są to jednak diametralnie różne strategie twórcze. Studio Disneya, usilnie starające się podążać z duchem czasu, od lat modyfikuje charakterystykę swoich czarnych charakterów, zmieniając zatwardziałych złoczyńców w figury niejednoznaczne i niezrozumiałe, domagające się nie kary, lecz współczucia i akceptacji. Na nic nazewnictwo, które według zdrowego rozsądku powinno określać ich charakter – Diabolina okazuje się nieco temperamentną, lecz kochającą ciocią, Cruella De Mon ekscentryczną projektantką mody o ciepłym serduszku, a Królowa Śniegu rozśpiewaną nastolatką, odkrywającą w sobie Wielką Moc. Nie szkodzi, że to usprawiedliwianie, wybielanie i uniewinnianie dotyczy przede wszystkim postaci kobiecych. Przy takim trendzie zabraknie wkrótce w tekstach kultury prawdziwych łotrzyc i łotrów, których kochamy nienawidzić, imponujących swoim brakiem skruchy i absolutną bezwzględnością. Takich gagatków pozostanie szukać w dziełach z minionych dekad, gdzie zło miało czelność świecić pełnym, złowieszczym blaskiem!

OFENSYWNE LINKI:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

Aby nie poprzestawać na biadoleniu: nie sposób ukryć, że drugie popkulturowe życie Diaboliny dodało jej seksapilu, czyniąc wdzięcznym obiektem cosplayu!

niedziela, 6 października 2024

ZORDON N°05 - DZIEWICA Z PRZYSZŁOŚCI

Tytuł oryginalny: Zordon

n.05 - La vergine del futuro

Wydawca: Ediperiodici

Rok pierwszego wydania: kwiecień 1975

Scenariusz: Ennio Missaglia

Grafika: Bruno Marraffa

Skan wydania włoskiego: Charles (VintageComix)

Opracowanie francuskiej translacji: AtomHic (BDtrash)

Cyfrowa rekonstrukcja: Old Man

Rekonstrukcja okładki: Cyfrowy Baron

Translacja i opracowanie graficzne: Vallaor

Korekta: Aristejo

Ostrzeżenie dla potencjalnych odbiorców, którzy lubią zaczynać lekturę komiksowej serii "in medias res", kiedy już się na dobre rozkręciła, a później ewentualnie powracać do jej początków. Strategia ta jest korzystna w przypadku takich klasycznych tytułów frankofońskich, takich jak Tintin, Alix czy Bob Morane, pozwalając na poznanie ich z najlepszej strony i uniknięcie rozczarowania zbyt archaiczną kreską czy narracją. Zordon jednakże należy do innego typu opowieści obrazkowych, w którym istotną rolę pełni chronologia wypadków. Widać to bardzo wyraźnie w tomiku piątym, skupionym na konsekwencjach tego, co wydarzyło się wcześniej, jak też przedstawieniu postaci, które odegrają ważną rolę w kolejnych epizodach. Przede wszystkim tytułowej dziewczyny o parapsychicznych mocach!

Jesteśmy pomiędzy jedną a drugą wyprawą w przeszłość, wehikuł czasu ładuje baterie, lecz o wytchnieniu nie ma mowy: szlachetne intencje Jane prowadzą ją prosto do zakładu psychiatrycznego! Jak wielce dramatyczne, a wręcz beznadziejne jest to położenie, unaocznia nawet pobieżna wiedza o sposobie funkcjonowania takich placówek u progu XIX wieku. Leczenie pacjentek opierało się wówczas na bardzo ograniczonej wiedzy medycznej i błędnych przekonaniach odnośnie ich konstrukcji psychicznej. Uznając, że wszelkie zaburzenia mają związek z kobiecą biologią i hormonami, klasyfikowano je hurtem jako przejawy histerii i leczono za pomocą zabiegów, które obecnie uznaje się raczej za tortury. Izolacja, przymusowe kąpiele w lodowatej bądź gorącej wodzie czy szprycowanie narkotykami z laudanum były na porządku dziennym, a w poważniejszych przypadkach stosowano metody bardziej dosadne, z elektrowstrząsami na czele.

Już samo wysłanie panny Marlowe do wariatkowa w trybie ekspresowym, bez uprzedniej konsultacji z lekarzem, może wydać się nam przekroczeniem uprawnień. Tymczasem dowolna kobieta mogła tam trafić z tak błahych powodów, jak nieposłuszeństwo wobec męża czy „niemoralny” sposób bycia. Do skazania kobiety wystarczył donos, nie miała przy tym żadnej instancji, która broniłaby ją przed niesłusznymi zarzutami, jak też żadnego sposobu udowodnienia swojej poczytalności. Gdy tylko trafiały pod klucz, zaczynała się kuracja, z której nawet osoby o końskim zdrowiu nie miały prawa wyjść bez szwanku. „Ty, która tu wchodzisz, porzuć wszelką nadzieję” – dantejskie motto mogłoby widnieć na każdym ówczesnym azylu dla nerwowo chorych niewiast. Trudno więc dziwić się bohaterce, gotowej na wszystko, aby wyrwać się z tego miejsca. Nawet jeśli miałoby to oznaczać pomoc Zordonowi w podboju planety Ziemia…

AZYLOWE LINKI:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

Podobnie jak Lucifera, seria Missagli i Maraffy doczekała się edycji portugalskiej w większym, zeszytowym formacie, lecz z pomniejszonymi kadrami i zredukowaną liczbą plansz. Wkładem własnym wydawnictwa były oryginalne okładki, miłe dla oka i całkiem trafnie punktujące mocne punkty danego epizodu. Dla niektórych mogą okazać się bardziej atrakcyjne od oryginalnych!

poniedziałek, 16 września 2024

WALLESTEIN. SKORPION

Tytuł oryginalny: Wallestein il mostro

Anno I N.03 - Skorpion

Wydawca: Edizioni Segi

Rok pierwszego wydania: czerwiec 1972

Scenariusz: Renzo Barbieri

Grafika: Mario Cubbino

Skan wydania holenderskiego:

Charles (VintageComix)

Rekonstrukcja cyfrowa okładki: Cyfrowy Baron

Czyszczenie dymków: Grifos

Translacja i opracowanie graficzne: Vallaor

Korekta: Aristejo

Powrót Wallesteina, znanego w Polsce z jednego opublikowanego oficjalnie epizodu (Zbrodniczy sobowtór, Lettrex, 1992) oraz jednej translacji cyfrowej (Morderca uderza cztery razy, Czarcie Kieszonkowce, 2022). Dwa tomiki, między którymi rozciąga się dystans trzydziestu lat. Na trzeci nie trzeba było tak długo czekać, pojawia się zaledwie dwa lata po Mordercy… Zresztą niewykluczone, że na tym nie koniec, a to za sprawą tytułowego Skorpiona, być może najtrudniejszego przeciwnika, z jakim miał do czynienia bagienny mściciel. Dla tego jadowitego pajęczaka jeden epizod to zdecydowanie za mało!

Antagonista, z którym Wallestein musi się liczyć, jest ewenementem na tle barwnej, ale wymiennej galerii złoczyńców, których na końcu epizodu spotyka przykładna i ostateczna kara. Szef przestępczej organizacji, rozciągającej swe macki na całą Anglię, ma w sobie coś z Ala Capone i doktora Mabuse. Trudno powiedzieć, na ile dorównuje tym geniuszom zbrodni i jak mocno da się jeszcze Wallesteinowi we znaki. Czasami niewiele potrzeba, by zostać nemezis bohatera, jak w przypadku profesora Moriarty’ego, któremu wystarczyło jedno opowiadanie, by na zawsze zapisać się w pamięci czytelników. Wątpliwe, że twórcy komiksu mierzyli ze swoim Skorpionem tak wysoko, tym niemniej zdawali sobie sprawę, że wprowadzenie kryminalisty, którego nie da się z miejsca wykończyć, uczyni serię bardziej intrygującą. Nie ma to jak odwlekanie ostatecznej konfrontacji dla zaostrzenia apetytu!

Jak jadowity powinien być Skorpion? Tak bardzo, jak tylko się da, jeśli ma okazać się godnym przeciwnikiem bohatera o absolutnie bezwzględnym modus operandi. Hrabia Wallestein jest spotworniałym (dosłownie!) następcą zamaskowanych protagonistów klasycznych fumetti neri z lat sześćdziesiątych. Podczas gdy Kriminal i mu podobni ukrywali oblicze pod budzącą grozę maską, on nakłada na własną błotnistą facjatę materiał z jedwabiu, doskonale imitujący ludzką skórę. Budzące grozę są też jego metody rozprawiania się z łajdakami, po których nie zawsze jest co zbierać. Pomimo tego groteskowego sztafażu wydaje się mniej „kontrkulturowy” chociażby od Diabolika, swoimi zuchwałymi kradzieżami raz po raz ośmieszającego organy ścigania. Wobec wyczynów Wallesteina policja jest równie bezradna, ale w głębi duszy cieszy się, że ktoś wyręcza ją w usuwaniu z przestrzeni publicznej niebezpiecznych jednostek. Pod tym względem antybohater Renzo Barbieriego i Mario Cubbino okazuje się wręcz ideałem konserwatystów!

JADOWITE LINKI:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

Tym razem czarnemu charakterowi użyczył oblicza nie aktor, lecz autentyczny gangster, mityczny król podziemia w Chicago lat dwudziestych. Inne miejsce aktywności, ale ten sam sposób działania, styl, może nawet identyczna marka kubańskich cygar?

wtorek, 27 sierpnia 2024

LUCIFERA N°22 - OD DOBRA MI NIEDOBRZE

Tytuł oryginalny: Lucifera

n.22 - Il bene mi fa male

Wydawca: Ediperiodici

Rok pierwszego wydania: lipiec 1973

Scenariusz: Giorgio Cavedon

Grafika: Tito Marchioro

Skan edycji włoskiej:

Charles (VintageComix)

Translacja i opracowanie graficzne: Vallaor

Korekta: Aristejo

Opracowanie okładki: Old Man

Tytuł 22. tomiku jest deklaracją, jakiej można spodziewać się po wysłanniczce piekieł, przybywającej na ziemię, by siać chaos i zniszczenie, zatem nieprzychylnie nastawionej do wszelkich przejawów ładu i harmonii. Jednak wstręt Lucifery do krainy mlekiem i miodem płynącej, jaką nieoczekiwanie stało się księstwo Rosen, nie wynika z pobudek ideologicznych. Gdyby mogła cieszyć się miłością Fausta, być może przymknęłaby oko na wszechobecną szczęśliwość. Inna sprawa, że długo by w niej nie wytrwała, wciągając ukochanego w jakąś nową kabałę. Jednak Faust, który wreszcie połączył się z Małgorzatą, swoją prawdziwą miłością, nigdy nie był dla diabelskiej kusicielki równie niedostępny, równie nieczuły na jej wdzięki i uwodzicielskie sztuczki. W tej sytuacji Luciferze pozostaje tylko wrócić z podkulonym ogonem do piekła... bądź też wziąć sprawy we własne ręce i rozpętać piekło na ziemi!

W wydaniu francuskim tytuł uległ przekształceniu na Le mal est mon bien - Zło robi mi dobrze! Choć Luci mogłaby podpisać się również pod tym stwierdzeniem, ma się ono nijak do treści epizodu, jak nigdy dotąd wypełnionego pozytywnymi przykładami braterstwa, współpracy i harmonii. Zła tutaj jak na lekarstwo i diablica zupełnie nie ma czym się rozkoszować! Zresztą niewykluczone, że spora część odbiorców również będzie czuła niejakie zniecierpliwienie spiętrzeniem pozytywności, jakim raczą nas twórcy: radością i szlachetnością Fausta, prawością i mądrością księcia Walaha, ładem i gospodarnością Rosen… Może nie tylko Luciferze, ale i czytelnikom zrobi się mdło od tego nadmiaru słodkości? Po włoski komiks kieszonkowy nie sięga się przecież, aby poczytać o tym, jak piękny mógłby być świat, gdyby rządzili nim ludzie dobrej woli. Już uspokajam! Niniejszy epizod jest zaledwie prologiem do dłuższej historii, w której wszelkiego rodzaju konfliktów, nieszczęść i nieprawości będzie pod dostatkiem. Zatem wedle uznania, cieszmy się tym chwilowym triumfem dobra bądź też wyglądajmy z niecierpliwością kontrataku sił ciemności, który niechybnie nastąpi!

DOBRE LINKI:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

Gościnne występy czołowych gwiazd kina to wręcz konieczność w przypadku okładek notorycznie inspirujących się fotosami i plakatami historycznych superprodukcji! Tym razem padło na Orsona Wellesa, który w oscarowym filmie Oto jest głowa zdrajcy wcielił się w kardynała Wolseya, bezskutecznie próbującego zapobiec konfliktowi Henryka VIII z Watykanem. Czy jego obecność na okładce tego konkretnego tomiku można uznać za przypadkową? W końcu głównym bohaterem Głowy jest Tomasz More, autor słynnej Utopii, projektującej model państwa, w którym rządzą dobro i sprawiedliwość…

piątek, 9 sierpnia 2024

ZORA WAMPIRZYCA N°24 - STATEK TRUMIEN

Tytuł oryginalny: Zora la Vampira

Serie II n.20 - La nave delle bare

Wydawca: Edifumetto

Rok pierwszego wydania: 16 listopad 1973

Scenariusz: Renzo Barbieri, Giuseppe Pederiali

Grafika: Birago Balzano

Skan edycji włoskiej:

Mal32 & Aquila della Notte (VintageComix)

Cyfrowa korekta okładki: Cyfrowy Baron

Translacja i opracowanie graficzne: Vallaor

Korekta: Aristejo

Jak dobrze jest czasem dotrzeć do tekstu źródłowego! Przed podjęciem się translacji Zory Wampirzycy znałem pierwsze numery serii wyłącznie z edycji francuskiej. Forum BDtrash szybko uświadomiło mnie, że obcuję z materiałem ocenzurowanym, pozbawionym najbardziej kontrowersyjnych plansz. W przypadku pierwszych kilkudziesięciu tomików wypadało na ogół 5-6 stron, co nie wpływało na płynność historii, a tylko czyniło ją łagodniejszą. Mogłoby wydawać się, że na poważniejsze cięcia przyszedł czas dopiero kilka lat później, gdy oryginalna edycja mocno się rozzuchwaliła w pokazywaniu tego i owego. Porównanie włoskiej i francuskiej wersji Statku trumien zweryfikowało mój naiwny optymizm.

Szok, rozpacz, niedowierzanie, a przede wszystkim bezbrzeżne zdumienie – takie emocje wywołują zmiany poczynione przez Elvifrance w 24. tomiku serii! Z niezrozumiałych względów postanowiono pozbyć się całego, bardzo rozbudowanego wątku, zajmującego w wersji oryginalnej kilkaset stron. Nie znając jeszcze całej historii, nie jestem w stanie stwierdzić, czy rejterada francuskiego wydawcy mogła zostać podyktowana jakimiś jej kontrowersyjnymi aspektami. Być może w przygodzie rozgrywającej się na Haiti, pośród tubylców parających się magią wudu, dopatrzono się akcentów rasistowskich? Na chwilę obecną wypada tylko podkreślić, że scenarzyści Barbieri i Pederiali nie byli tak bałaganiarscy i niefrasobliwi, jak mogłaby wskazywać lektura Zara Le Vampire. Jeśli jakiś wątek zostaje tam zakończony „po macoszemu”, bądź też urywa się niespodziewanie i bez konkluzji, prawie na pewno jest to wina francuskiego wydawcy!

Niecny proceder musiał przyczynić się do lekceważącego stosunku części czytelników, którzy wyczuwali, że obcują z materiałem wybrakowanym, i winili za ten stan rzecz samych twórców. Na BDtrash tomik Le navire des cercueils posłużył za koronny dowód na idiotyzm intrygi, która wprowadza charyzmatycznego bohatera tylko po to, by po kilku stronach bezceremonialnie go uśmiercić. Tymczasem doktor Marlon Karlyte od pierwszej chwili intryguje, choćby z racji fizycznego podobieństwa do słynnego „złego chłopca” Hollywood. Odwołując się do nomenklatury przemysłu filmowego, Elvifrance stać było wyłącznie na gościnny występ gwiazdora, dodający taniej produkcji pozory prestiżu, podczas gdy Edifumetto zapewniło mu pierwszoplanową rolę męską, znacząco podwyższając jakość spektaklu. I jak tu nie kochać włoskiego przemysłu rozrywkowego – zarówno filmowego, jak i komiksowego?

TRUMIENNE LINKI:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

„Dziki” Marlon Brando i zdecydowanie bardziej cywilizowany Marlon Karlyte. Tych przystojniaków łączą nie tylko bliźniacze rysy twarzy! Obydwaj od dżungli wielkomiejskiej woleli tropikalne dżungle i plaże Tahiti. Brando kupił tam sobie piękną wyspę Tetiaroa. Natomiast Karlyte wolał zainwestować w… statek pełen trumien!

piątek, 12 lipca 2024

ZORDON N°04 - WEHIKUŁ CZASU

Tytuł oryginalny: Zordon

n.04 - La macchina del tempo

Wydawca: Ediperiodici

Rok pierwszego wydania: marzec 1975

Scenariusz: Ennio Missaglia

Grafika: Bruno Marraffa

Skan wydania włoskiego: Charles (VintageComix)

Opracowanie francuskiej translacji: AtomHic (BDtrash)

Cyfrowa rekonstrukcja: Old Man

Rekonstrukcja okładki: Cyfrowy Baron

Translacja i opracowanie graficzne: Vallaor

Korekta: Aristejo

Czwarta odsłona rozpoczyna się in medias res, a zarazem in medio aevo. Jane i Zordon nadal tkwią w średniowieczu, które na zamieszkiwanej przez Wikingów Północy okazuje się nie tylko mroczne, ale i wyjątkowo mroźne. Jak na dobry cliffhanger przystało, położenie bohaterów jest dramatyczne, alarmujące, wręcz na krawędzi śmierci! Nawet jeśli trudno obawiać się o postać tytułową, której z oczywistych względów zabraknąć w serii nie może, to już los Jane pozostaje niepewny. Jako „nosicielka” niematerialnego kosmity może zostać w każdej chwili wymieniona na inny model. Jej ewentualne uśmiercenie z tomiku na tomik wydaje się jednak coraz bardziej nierealne, za wiele czasu się jej poświęca i zbyt istotną rolę pełnią w fabule jej psychoseksualne neurozy. Wątpliwe, by twórcy pożegnali się z nią, nie odkrywając wcześniej przyczyn jej jednoczesnej fascynacji i obrzydzenia aktem płciowym!

Zanim Jane będzie miała szansę uporać się z własnym rozchwianym libido, zostanie wystawiona na kolejne doświadczenia, które rozchwieją je jeszcze bardziej, tak daleko wykraczają poza powszechnie przyjęte normy. Czekają ją szokujące spotkania trzeciego stopnia, o jakich nie śniło się nikomu... poza nie znającymi wstydu scenarzystami fumetti per adulti! Byłoby rzecz jasna grubą przesadą przyznawanie im wyłączności w kwestii naruszania rozmaitych tabu. Całkiem odważnie poczynali sobie w latach 70. także włoscy filmowcy, kręcąc sekwencje nie do pomyślenia w żadnej innej dekadzie. Twórcy komiksów mieli jednak znaczącą przewagę, nie musieli liczyć się z całym sztabem ludzi odpowiedzialnych za realizację i wyprodukowanie obrazu filmowego, ani też użerać z upierdliwym urzędem cenzury. Rysownik mógł narysować praktycznie wszystko, co wymyśliła pokręcona wyobraźnia scenarzysty, zaś wydawca aprobował najbardziej szalone pomysły, świadomy komercyjnego potencjału strategii "walenia z grubej rury".

Manifestacyjne naruszenie obyczajowych tabu było jedyną wartością, jaką w fumetti neri dostrzegł niegdyś wybitny badacz komiksu Jerzy Szyłak. Czy istotnie nie ma tu niczego poza epatowaniem erotyką i obrzydliwościami na nigdy wcześniej niespotykaną skalę? Nie byłbym tego taki pewien. Rzecz jasna, seks i przemoc są niekwestionowanym kamieniem węgielnym „dorosłej” odmiany komiksu włoskiego. Zarazem dla zainteresowania czytelników niezbędne jest zbudowanie na tej solidnej podstawie wciągającej intrygi – zwłaszcza w przypadku serii, gdzie bez intrygującego bohatera i wciągających przygód daleko się nie zajedzie. Ta sztuka udawała się Włochom znacznie częściej, niż można sądzić po przypadkowo (i nie zawsze szczęśliwie) wybranych tomikach. A czy wam samym, drodzy czytelnicy, fabuła Zordona wydaje się wyłącznie pretekstem do mnożenia kontrowersyjnych scen?

WEHIKULARNE LINKI:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

Pytanie o zasadność tzw. mocnych efektów padało też przy okazji publikacji Kronik barbarzyńców, wysmakowanej plastycznie serii frankofońskiej autorstwa Jeana-Yves Mittona. Czy do zobrazowania dzikości tytułowych barbarzyńców konieczne były odcięte głowy i wyprute flaki wyzierające z każdej planszy? Czy aby na pewno trzeba było odmalowywać wszystkie warianty kopulowania, aby przekonać czytelników o wyjątkowej jurności wyznawców Odyna? Na ile zasadne są te zarzuty w odniesieniu do Mittona, można sprawdzić samemu, sięgając po niedawne polskie wydanie zbiorcze Barbarzyńców!

piątek, 5 lipca 2024

ASTEROIDA/WIĘZIENIE - KOREKTA!

Dla wszystkich, którzy zdążyli już pobrać Asteroidę przeklętych i Kosmiczne więzienie - udostępnione dotąd tomiki były niekompletne! Brakowało w nich jednej strony, którą widać na górze postu. Przykrym zrządzeniem losu nikt tego nie zauważył: ani ja sam (!), ani korektor (!!), ani nawet cięty na detale czytelnik szybkilester (dzięki którego interwencji na innej stronie usunięty został rażący byk ortograficzny!). Zamieniłem linki w obydwu postach i zachęcam wszystkich do downloadu poprawionej wersji. Nowe pliki można rozpoznać po dopisku POPR, dodatkowo Komiks Jutra ma zmieniony kolor logo. Mam nadzieję, że ten kiks tylko minimalnie popsuł radość z lektury, zwłaszcza że obecnie można zafundować sobie powtórkę z rozrywki w formie kompletnej!

PS. Link CBR poprawiony i obecnie istotnie prowadzi do Kosmicznego więzienia, a nie do Asteroidy. Oczywiście reedycja jest powtórką z rozrywki, lecz nie aż do tego stopnia!

niedziela, 30 czerwca 2024

KOMIKS JUTRA. KOSMICZNE WIĘZIENIE

Tytuł oryginalny: Fumetti del Futuro

n.14 - Carcere spaziale

Scenariusz: Carmelo Gozzo

Grafika: Lorenzo Lepori

Wydawca: Ediperiodici

Rok pierwszego wydania: lipiec 1991

Skan edycji francuskiej i dodatkowych stron z edycji włoskiej:

Leefirkins (BDtrash)

Rekonstrukcja cyfrowa: Old Man

Rekonstrukcja cyfrowa okładki i koncept polskiego tytułu:

Cyfrowy Baron

Czyszczenie dymków: Grifos

Translacja i opracowanie graficzne: Vallaor

Korekta: Aristejo

Tym razem lekko „oszukiwana” premiera. Nie jest to całkiem nowy materiał, lecz reedycja opublikowanej niedawno Asteroidy przeklętych, wzbogacona o kilka retuszy kadrów i kilkanaście nowych plansz. Dotychczas w przypadku funkcjonowania dwóch alternatywnych wersji decydowałem się na jedną, moim zdaniem najlepszą. Często było to po prostu oryginalne wydanie, ale nie zawsze! Na przykład plansze, jakie na potrzeby przedruku Królewskiej czaszki w latach 80-tych dorysował sam Roberto Raviola, są tak udane, że od tamtej pory dla każdego kolejnego wydawcy stanowią integralną część dzieła. Stąd też ich obecność w polskim przekładzie.

Z Asteroidą/Więzieniem sprawa była trudniejsza. Nowe plansze wyglądają perfekcyjnie, zmieniają natomiast profil gatunkowy z pikantnej futurystycznej grozy na futurystyczną grozę porno. Choć przy ukazywaniu przemocy twórcy od początku nie mieli zahamowań, nie było ich pierwotnym założeniem epatować do tego stopnia seksem. Jeśli kilka lat później zmienili zdanie, należałoby rozumieć to nie tyle w kategorii „wersji reżyserskiej”, ile alternatywnej edycji, rozkładającej inaczej akcenty, zgodnie z ówczesnymi upodobaniami spragnionych ostrej erotyki czytelników.

Na tym założeniu opierała się cała seria Fumetti del Futuro, wychodząca w latach 1989-1996 i zamykająca się na 33 numerach, co do jednego będących wznowieniami klasycznych historii z Storie Blu i Terror Blu Doppio. Przy okazji premiery Planety swastyki wspominałem o reedycji hardcore, w której już sama okładka z mocniej roznegliżowaną blondynką wskazuje, w jakim kierunku poszły zmiany. W tamtym przypadku niższy poziom dodatkowych plansz, nie podpisanych zresztą przez Angelo Todaro, automatycznie ustawiał poprzednią wersję jako jedyną wartą uwagi. Podobnie sprawa się miała z Uzurpatorką, gdzie co prawda za „dokrętki” odpowiadał sam Francesco Blanc, lecz wykonując je z nieco mniejszą starannością.

Istniało kilka wariantów "ulepszonych" edycji. Jakko z bloga Groovy Age of Horror wyróżnia trzy podstawowe. Pierwszy, najmniej inwazyjny, polegał na dodawaniu stron, bez ingerencji w oryginalny materiał. W drugim nie poprzestawano na dodatkowych planszach, modyfikując także szczegóły tych oryginalnych (odsłaniając i akcentując wszystkie anatomiczne szczegóły). Trzecia metoda poczynała sobie z pierwowzorem najzuchwalej, znacząco redukując liczbę oryginalnych stron w celu zastąpienia ich pikantniejszymi. Przy takich rewolucjach sens całej historii nie tylko się zmieniał, ale czasami zupełnie ulatniał!

Niezależnie od zabiegów poczynionych w środku tomiku, okładki i tytuły były najczęściej zmieniane tak, aby mocniej zaakcentować erotyczny wymiar historii. I tak Disciplina infernalePiekielna dyscyplina (Storie Viola 1) przekształcała się w Piaceri DiaboliciDiaboliczne Przyjemności (Libidine Blu 4), zaś L’Inferno di RocciaSkalne piekło (Terror Blu 147) ustąpiło miejsca Libidine SelvaggiaDzikiej żądzy! Na tle tych mięsistych przykładów tytuł Kosmiczne więzienie wydaje się wręcz neutralny, należy jednak wziąć poprawkę na popularny wówczas filmowy nurt WIP (Women in Prison), więzienną eksploatację, w którą opowieść Gozzo i Leporiego pomimo całego futurystycznego sztafażu wpisuje się jak ulał.

KOBIECO-WIĘZIENNE LINKI:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

Ze względu na brak ograniczeń wiekowych dla tej strony przykładowe plansze zostały optycznie ocenzurowane. Zainteresowanych wypikselowanymi obszarami zachęcam do odwiedzenia stron VintageComix (gdzie wspomniane tomiki są do pobrania) oraz Zero in condotta (gdzie można poczytać je online)!

piątek, 21 czerwca 2024

STORIE BLU. ASTEROIDA PRZEKLĘTYCH

Tytuł oryginalny: Storie Blu

n.09 - L'asteroide dei dannati

Scenariusz: Carmelo Gozzo

Grafika: Lorenzo Lepori

Wydawca: Ediperiodici

Rok pierwszego wydania: luty 1980

Skan edycji francuskiej i dodatkowych stron z edycji włoskiej:

Leefirkins (BDtrash)

Rekonstrukcja cyfrowa: Old Man

Czyszczenie dymków: Grifos

Translacja i opracowanie graficzne: Vallaor

Korekta: Aristejo

Nareszcie one-shot! Trzy regularne serie są tak absorbujące, że znacznie trudniej znaleźć czas na opracowanie czegoś innego. Na dodatek za każdym razem trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, czy akurat danej historii warto poświęcać czas. Asteroida przeklętych bez dwóch zdań takim wartościowym tomikiem jest, a w rankingu najlepszych odsłon Storie Blu mogłaby liczyć na wysoką pozycję. Duża w tym zasługa całkiem zgrabnego, utrzymującego suspens scenariusza Carmelo Gozzo. Zaskoczeń tu co niemiara, na przykład sam prolog tej futurystycznej opowieści, który rozgrywa się... podczas Rewolucji Francuskiej! Główna bohaterka budzi sympatię i łatwo jej się kibicuje. Chyba sam Gozzo polubił ją bardziej niż większość swoich protagonistek, skazując na nieco mniejsze sponiewieranie psychiczne i fizyczne. Oczywiście dziewczyna z fumetti grozy o mocnych akcentach erotycznych swoje musi wycierpieć, bez względu na sympatię autora!

Scenariusz scenariuszem, ale prawdziwą gwiazdą tomiku jest rysownik, Lorenzo Lepori. Jeden z najzdolniejszych „fummeciarzy”, który z kieszonkowej formy potrafił uczynić dzieło sztuki. Próbkę jego talentu mieliśmy już w Królowej Ciemności, swoistym sequelu opowieści o krwawej hrabinie Bathory. Jednakże porównanie tego tomiku z Asteroidą nie zostawia wątpliwości, że gotyckie atrakcje w rodzaju opuszczonych, spowitych pajęczyną zamczysk nie kręciły go nawet w połowie tak bardzo, jak motywy futurystyczne. Dopiero odmalowując miasta przyszłości, krążowniki międzygalaktyczne, tudzież czasoprzestrzenne portale, czuł się jak ryba w wodzie, poświęcając planowaniu, rozrysowywaniu i dopieszczaniu plansz znacznie więcej czasu, niż tego wymagała norma w obliczonym na masowy przemiał przemyśle komiksowym. Na precyzyjne, bogate w detale grafiki Leporiego patrzy się zawsze z przyjemnością, a gdy towarzyszy im wciągająca historia, trudno nie zacierać rąk na samą myśl o tak wybornej komiksowej uczcie. Obecnie dostępnej także po polsku!

Maestria Leporiego budzi uznanie, zatem trudno zignorować jakikolwiek jej objaw. Chociażby dodatkowe plansze, powstałe na potrzeby reedycji historii w wersji "hard". Rysownik najwyraźniej nie miał nic przeciwko procederowi, przed jakim wzdragał się chociażby Angelo Todaro, którego prace również doczekały się ponownego wydania z dodatkowymi, wypełnionymi ostrą erotyką planszami. Podczas gdy Todaro i wielu innych umywali ręce, zostawiając wykonanie wstawek XXX innym, zazwyczaj znacznie mniej zdolnym kolegom po fachu, Lepori wziął pełną odpowiedzialność również za tę nową, dosadną wersję historii. Dorysowując nowe plansze, zmodyfikował również wiele innych tak, aby zostawiały znacznie mniej niedopowiedzeń w kwestiach anatomicznych. Tym samym również przy nowej edycji osiągnął efekt spójności, niemożliwy w przypadku chałupniczo wykonanych plansz z innych reedycji „hardcore”.

W związku z powyższym miałem problem, na jaką wersję się zdecydować: łagodniejszą czy ostrzejszą? W końcu nie każdy miłośnik horroru sci-fi pragnie być świadkiem ciągnącego się przez kilka stron spółkowania (nie zawsze konsensualnego!). Sam niespecjalnie przepadam za oglądaniem organów płciowych w stanie zbliżenia... chyba że odmalowuje je ktoś tak zdolny jak Magnus, Leone Frollo czy właśnie Lorenzo Lepori! Dlatego też komiks zaprezentowany zostanie nie w jednej, a dwóch wersjach, zgodnie z oryginalną praktyką wydawniczą Ediperiodici. Pierwsza to wydanie oryginalne, czyli 9-ty tomik serii Storie Blu. W następnym poście pojawi się natomiast wersja „poprawiona”, opublikowana pod zmienionym tytułem na łamach Fumetti del Futuro. Ciekawe, która edycja cieszyć się będzie większą popularnością pośród polskich czytelników?

ASTEROIDALNE LINKI:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

Nie sposób ukryć, że projektanci wnętrz futurystycznej kolonii karnej czerpali inspirację z prac Philippe Druilleta. Pytanie tylko, jak po upływie setek, a może tysięcy lat udało im się natrafić na albumy akurat tego rysownika? To ci dopiero kosmiczna zagwozdka!

poniedziałek, 27 maja 2024

ZORA WAMPIRZYCA N°23 - REINKARNACJA

Tytuł oryginalny: Zora la Vampira

Serie II n.19 - Vampirizzazzione

Wydawca: Edifumetto

Rok pierwszego wydania: 02 listopad 1973

Scenariusz: Renzo Barbieri, Giuseppe Pederiali

Grafika: Birago Balzano

Skan edycji włoskiej:

Mal32 & Aquila della Notte (VintageComix)

Cyfrowa korekta okładki: Cyfrowy Baron

Translacja i opracowanie graficzne: Vallaor

Korekta: Aristejo

Czy reinkarnacja jest tożsama z wampiryzacją? Skądże znowu! Po ukąszeniu jednej z kreatur nocy może co najwyżej dokonać się wampiryczna rezurekcja. Nie ma rady, należy się wyspowiadać z różnicy pomiędzy włoskim tytułem i wersją polską. Nie jest to całkowita samowolka z mojej strony, powielam tylko koncept Elvifrance. Wydawnictwa, które nie miało oporów przed „ulepszaniem” zakupionego tytułu, chociażby poprzez rozbudowywanie oryginalnych dialogów. Nie wszystkie pomysły francuskiego wydawcy były szczęśliwe, nagminnego cenzurowania plansz nie zapomni im nikt! Niektóre ze zmian miały jednak sens. Chociażby zignorowanie dwóch epizodów nie podpisanych przez Birago Balzano, będących graficzną i fabularną katastrofą – Il sogno di Zora oraz Un tuffo nel sangue. Poszedłem za przykładem Elvifrance, pomijając te dwa tomiki w polskim przekładzie. Powstał tym samym precedens: w razie poważnych wątpliwości co do wersji oryginalnej, podążam za edycją francuską. Zamiast wstydliwie przemilczać ten fakt, wyjaśniam zawsze powody swojej decyzji, a kto ciekawy, niech czyta!

Motywacja do zmiany tytułu niniejszego epizodu jest oczywista: w kontekście fabuły znacznie więcej sensu ma ten francuski. Zora istotnie snuje plany zwampiryzowania pewnej osoby, co mogłoby wybawić ją z poważnych tarapatów, ale ostatecznie do niczego nie dochodzi. Rzeczona osoba nie pozwala się ugryźć, a bohaterka musi szukać innego wyjścia z podbramkowej sytuacji, przy czym fakt bycia wampirzycą raczej jej szkodzi niż pomaga. Tymczasem reinkarnacja urasta wręcz do rangi motywu przewodniego historii, dochodzi do niej bowiem dwa razy: najpierw za sprawą mściwego ducha młodej Cyganki, następnie na skutek audiencji u Szatana, łaskawie przyzwalającego komuś ze swoich podopiecznych powrócić na ziemię w zgoła innej postaci.

Sam koncept reinkarnacji nie jest typowy dla chrześcijaństwa, najmocniej wybrzmiewając w hinduizmie. Stale obecny w dziełach kultury indyjskiej, nierzadko objawia się w motywie odrodzenia się w celu wyrównania rachunków z poprzedniego życia. Na przykład w Karan Arjun, kinowym hicie z lat 90. Tytułowi bracia, odtwarzani przez gwiazdorów Bollywood, Shah Rukh Khana i Salman Khana, na samym początku filmu zostają zamordowani przez wrednego Amrisha Puri. Zrozpaczona matka zabitych prosi o pomoc boginię Kali, która przenosi ich dusze w ciała noworodków. Po dwudziestu latach uświadamiają sobie, że zostali zreinkarnowani i decydują się zemścić na swoim oprawcy. Jak widać, bogini Kali sprawiedliwa, choć… nierychliwa! Dystans czasowy pomiędzy zbrodnią i karą wydaje się w tym wypadku zdecydowanie za długi, przynajmniej dla widza z naszego kręgu kulturowego. Na szczęście w cechujących się błyskawicznym tempem przygodach Zory reinkarnacja ma znacznie szybszy przebieg!

ZREINKARNOWANE LINKI:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

Straszliwy wygląd Kali daje dobitnie znać, że z tą boginią nie warto zadzierać. W Karan Arjun odgrywa jednak ona pozytywną rolę, umożliwiając pokrzywdzonym zemszczenie się. Być może w ten sposób Bollywood starało się poprawić wizerunek rodzimej bogini, mocno nadszarpnięty w drugiej części przygód Indiany Jonesa, gdzie reprezentowała totalne zło, a jej najgorliwszym wyznawcą był niejaki Mola Ram, odtwarzany przez… Amrisha Puri, etatowego odtwórcę ról czarnych charakterów!

wtorek, 14 maja 2024

LUCIFERA N°21 - URBAN II

Tytuł oryginalny: Lucifera

n.21 - Urbano II°

Wydawca: Ediperiodici

Rok pierwszego wydania: czerwiec 1973

Scenariusz: Giorgio Cavedon

Grafika: Tito Marchioro

Skan edycji włoskiej:

Charles (VintageComix)

Translacja i opracowanie graficzne: Vallaor

Korekta: Aristejo

Opracowanie okładki: Cyfrowy Baron

Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu? Niewątpliwie tam właśnie kieruje swój statek kapitan Parodi, przekonany przez Luciferę o jej szczerym zamiarze dostarczenia Graala do rąk własnych papieża. Marynarz wykazuje się w równej mierze szlachetnością, co naiwnością, dając wiarę kobiecie, która dopiero co swemu dotychczasowemu partnerowi wbiła nóż w plecy, a na dodatek nosi imię jednoznacznie kojarzące się z siarką piekielną. Nawet przy założeniu, że nie świadczy ono o bliskiej relacji z diabłem, tylko o samym ognistym temperamencie, w głowie nawet średnio rozgarniętego kapitana powinna się zapalić lampka ostrzegawcza! Zdarza się, że pozory mylą. Można nazywać się choćby Diabolina i ostatecznie okazać miłą, troskliwą ciocią. Gdy jednak bohaterowie fumetti per adulti okazują się równie wyrozumiali wobec demonicznych kobiet, co ostatnie produkcje Disneya, dość kiepsko na tym wychodzą!

Łatwo rzecz jasna mądrzyć się z pozycji czytelnika, mającego pełny ogląd sytuacji i dostęp do najskrytszych myśli dwulicowej bohaterki. Na co dzień ze świecą szukać tego, kto nie uległby gładkim słówkom i jeszcze gładszemu licu przedstawicielki płci pięknej. Wygląda na to, że nie tylko błądzący po omacku, łatwi do zwiedzenia ludzie świeccy, ale nawet ślubujący celibat, rozmodleni i regularnie spryskiwani wodą święconą księża nie są całkowicie odporni na ich wpływ! Najbardziej narażeni są ci najniżsi stopniem, znajdujący się najbliżej urodziwych parafianek. Zatem im wyżej w kościelnej hierarchii, tym większy dystans do spraw doczesnych, w tym kwestii cielesnych? Tej śmiałej tezie przeczą liczne przykłady wysoko postawionych dostojników, u których apetyt na niewieście wdzięki bynajmniej nie zmalał, a nawet przybrał na sile w związku z możliwościami, jakie stwarzało piastowane przez nich stanowisko. Władza i bogactwo może zawrócić w głowie nawet tym na samej górze. Aby przekonać się o skali rozpusty co niektórych władców Watykanu, wystarczy sięgnąć po dwa papieskie cykle komiksowe spod scenariusza Alejandro Jodorowskiego, Borgia i Straszny Papież. Co prawda bohatera tego drugiego tytułu zupełnie nie kusiły kobiety, więc przynajmniej w tym wypadku nie można obarczyć ich winą za męskie występki.

Zdecydowanie nie każdy papież dokazywał tak, jak ci zrodzeni z nieokiełznanej wyobraźni Jodorowskiego. Nawet ich historyczne pierwowzory, Aleksander VI i Juliusz II, pomimo ewidentnych wad zachowywały na co dzień znacznie większą wstrzemięźliwość. A już krystaliczną reputacją cieszył się Urban II, tytułowy bohater 21. tomiku Lucifery, zasiadający na tronie piotrowym w latach 1088–1099. Najważniejszym dokonaniem jego dziesięcioletniego pontyfikatu okazało się zainicjowanie wojen krzyżowych. Dał im początek, wzywając do "wojny świętej" na synodzie w Clermont 27 listopada 1095. Sam papież usłyszał jeszcze o pierwszych zamorskich triumfach zmotywowanego przez siebie rycerstwa, jednak wiadomość o zdobyciu Jerozolimy dotarła do Watykanu już po jego śmierci. Jak widać, seria nader swobodnie poczyna sobie z chronologią wypadków. Upadek Jerozolimy miał miejsce w tomiku dziewiątym, upłynął więc szmat czasu, a Urban II wciąż żyje i z ferworem wygłasza kazania! Czy ten dobrostan potrwa jeszcze długo, przekonamy się podczas lektury...

PAPIESKIE LINKI:

MEGA (CBR)

MEDIAFIRE (PDF)

Gra strategiczna Crusader Kings daje szansę wcielenia się w postać inicjatora krucjaty. Ale dlaczego ma on za przydomek "The Priest-Hater"? Wątpliwe, by chodziło tu o nienawiść względem własnej profesji. Najwyraźniej Urban II zaklasyfikowany został jako ksiądz-hejter, który swoimi ziejącymi nienawiścią do innowierców słowami doprowadził do wielkiego rozlewu krwi!